chleb

wzialem sie za pieczenie chleba. Ciekawe co mi wyjdzie. Co prawda doczytalem sie ze ta maka ma juz w swoim skladzie drozdze, jak dosypalem do niej torebke drozdzy, ale drozdzy nigdy za duzo. Bylem na poczcie paczki odebrac. Troche slodyczy i lekarstw od mamy i ksiazki z Merlina. Ciekawostka: zeby odebrac te przesylki musialem oprocz paszportu podac SOTU (tutejszy NIP). Hmmm, a podobno finczycy nie sa formalistami. Wczoraj Juha uzgadnial ze mna kwestie finansowe i godzinowe. Osiagnelismy porozumienie mniej wiecej posrodku. Dzis przedstawil mi wyliczenie do aprobaty. Machnal sie troche godzin na moja korzysc, ale nie wyprowadzalem go z bledu;). Poza tym czas pracy liczy mi sie od rzeczywistego przyjscia do pracy, a nie jak zakladalem od godziny o ktorej mam teoretycznie zaczac. To tez dobra wiadomosc:). Zapowiada sie dluga i owocna wspolpraca. Tylko za dzieciakami tesknie… I za J tez. Staram sie o tym nie myslec za duzo. Jestem tu dla nich. Bedzie dobrze.

no taki ten chleb mi wyszedl:)

kazik

co jak co ale kanape mam wygodna. Ta goscinna. Wstawac sie nie chce. Teraz po obiadokolacji to bym sie nawet przespal. Ale nic z tego. Niedlugo do pracy. Taka historyjka mi sie przypomniala z podrozy tutaj. Na drugim promie, wymoscilem sobie fotel, zasiadlem, no i znow dopadl mnie „syndrom Titanica”. Zeby go przezwyciezyc siegnalem po piersiowke ze szlamem. Wszedl jakis gosc z bagazem, w reku mial mala plaska butelke czystej. Kiwnalem do niego w niemym toascie i zaczelismy gadke. Po angielsku. Slabo mu szlo, mnie tez brakowalo slow. Tlumaczac mu zawile histore robienia szlamu przez dziadka, wymsknely mi sie ze dwa polskie przecinki. Na to on pyta po polsku, czy rozumiem troche po polsku. Odpowiedzialem po angielsku, ze oczywiscie tak. Chwile patrzylismy na siebie skolowani i zaczelismy sie smiac. Kazik tez do pracy do finow jechal. Dzwoni do mnie od czasu do czasu, pytajac, jak leci. Ano leci:). Od niego mam przepis na chleb. Moze jutro sie wezme…

jakby ktos chcial zadzwonic

to podaje moj lokalny numer: +kolmesataaviisikymment??kahdeksan nelj??kymment?? kahdeksansataasetsem??ntoista yhdeks??ntoista yhdeks??nkymment??yksi:). No bo w banku dzis bylem, konto sobie otwarlem, nic tylko kase liczyc. Oczywiscie w suomeksi, no to sie wzialem w garsc i nauczylem sie liczyc:). A tera testuje muurahainenvotka, dobre to wyszlo… Poki jestem przytomny to dobranoc wszystkim;)

snieg pada

wiec wiosna zaczyna sie nieszczegolnie. Do kirjasto nie pojde, bo mamy z Juha do skarbowego podjechac. Cos im tam nie zagralo ostatnim razem. Siedze wiec i czekam na Juhe. Cedze zacier, bo mi sie w nim znow muurahainen utopila, i to nie jedna. To swinstwo co mam rozstawione na mrowki albo nie dziala, albo one slabo po finsku czytaja i nie wiedza, ze maja od tego zdychac. No i ucze sie liczebnikow. Utknalem na nelj??, czyli 4… O, wlasnie byl pan z lopata, odsniezyl mi wejscie. Jak milo:). CHWILE POZNIEJ No, skarbowy i tutejszy ZUS zalatwiony. Kurde, troche sie trzeba nazalatwiac zeby obcokrajowca zatrudnic. Wracamy i do roboty.

z opowiadan Remigiusza: nic oprocz trawy

Tak bylo:

 

Gradowa Chmura podbiegl do wylotu drogi patrzac w slad za uciekajacymi. Pozostal po nich tylko kurz. Odwrocil sie w strone domu. Widzac stojaca w drzwiach Sari, podniosl karabin i ze zwycieskim usmiechem potrzasnal nim przed soba. Wtem jakis cien przeslonil slonce. Gradowa Chmura zamarl. Ostatnia rzecz jaka zobaczyl, to przerazona twarz Sari, podnoszaca rece do ust w niemym gescie przerazenia. Ostatnia, jaka uslyszal, to huk wystrzalu, ktory roztrzaskal mu czaszke.

 

Wayne strzelil prawie juz nie widzac na oczy. Wiedzial, ze trafil. Zanim ciemnosc go calkiem spowila, poczul, ze spada z konia. Lecac w dol, nacisnal spust raz jeszcze, lecz kula poszybowala ku niebu, nie czyniac nikomu krzywdy.

***

Wayne stal przed domem. Zaklula go niedawna rana. Otrzasnal sie jednak szybko i ruszyl w kierunku ciagnika. Przystanal na chwile obok Sari, okrecajacej sznur na plocie. Spojrzala na niego pytajaco swoimi wielkimi, smutnymi oczami.

          To byla wojna – powiedzial – To nie bylo nic osobistego.

          Wiem – odparla krotko.

          Byl na pewno dobrym czlowiekiem. Ale musimy zyc dalej.- westchnal.

Wsiadl do ciagnika i odpalil. Przez chwile przygladal sie zielonej rowninie, ktora odtad miala stac sie jego miejscem na ziemi. Westchnal ponownie, odpedzajac nachodzace go wspomnienia. Ruszyl do pracy.

***

Farma kwitla. Nie przynosila co prawda zalozonych przez Wayne’a dochodow, ale pozwalaly one przezyc na przyzwoitym poziomie, a nawet na zatrudnienie sezonowych pracownikow. Siedzieli wlasnie przy stole i posilali sie, rozmawiajac o wyscigach w pobliskim miasteczku. „Dobre chlopaki” pomyslal Wayne. Trudno bylo znalezc rzetelnych pomocnikow, ale jemu to sie udalo za pierwszysm razem. Popatrzyl na zielona lake rozposcierajaca sie miedzy domem a rzeka. Pierwszy kawalek ziemi, na ktorym uczyl sie roli. I cierpliwosci, bo mimo calej determinacji, ta ziemia nie rodzila nic oprocz trawy. Uslyszal za soba ciche kroki.

      Chcialabym tu zrobic cos dla ludzi, ktorzy wiele przeszli – powiedziala Sari patrzac na zielony nieuzytek. Wayne spojrzal na nia, na jej rosnacy brzuch. Policzyl szybko w myslach, zostaly jeszcze cztery miesiace.

          Co masz na mysli? – zainteresowal sie.

          Sama dokladnie nie wiem – przyznala – chlopcy mowili o wyscigach. Chcialaby zrobic cos dla tych, ktorzy nie moga jezdzic, biegac, byc tacy jak inni….

Wayne popatrzyl na nia i zadumal sie.

***

Rok pozniej na torze powstalym miedzy domem a rzeka odbyly sie pierwsze w okregu wyscigi na wozkach inwalidzkich. Rywalizacja zakonczyla sie festynem, z ktorego dochod przekroczyl roczne dochody z farmy. Dla Sari jednak najwazniejszy byl ogien, jaki widziala w oczach zawodnikow. Taki sam, jaki widziala w oczach Gradowej Chmury, gdy spotkali sie pierwszy raz…

***

Dzis farma zarzadza najstarszy syn Sari i Wayne’a. Wayne prowadzi dobrze prosperujacy warsztat produkujacy specjalistyczny sprzet rehabilitacyjny i wyczynowe wozki inwalidzkie. Sari zajmuje sie prowadzeniem domu i wychowaniem dwoch corek. Oprocz tego raz w roku organizuje zawody dla inwalidow. Jest przewodniczaca okregowej organizacji charytatywnej, wspierajacej niepelnosprawnych. Rzadko wraca do wspomnien, gdy tylko mysli pojawiaja sie w jej glowie, ucina je, nie pozwala im sie rozwijac. Znalazla swoje miejsce w zyciu, jest szczesliwa i spelniona. Nawet opuscily ja nocne koszmary, w ktorych jej obecny maz zabija poprzedniego.

 

 

Moglo byc tak:

 

Wayne, postrzelony przez Gradowa Chmure, uciekajac wraz z towarzyszami, wykrwawil sie na smierc. Gradowa Chmura wrocil do domu i uczcil zwyciestwo nad napastnikami, wyciagajac kolejna flaszke wody ognistej. Ten cowieczorny nawyk wszedl mu w krew odkad zrozumial, jak marna ziemia jest w ich posiadaniu. Poniewaz nie przynosila zyskow, popadal w coraz wieksze dlugi i frustracje. Gdy nie mial pod reka butelki, siegal po Sari. Coraz czesciej zamiast brac ja jak kobiete, traktowal ja jak przedmiot do bicia. W koncu ktoregos dnia, skatowana przez Gradowa Chmure nie podniosla sie wiecej z lozka. Wsciekly i wciaz pijany Gradowa Chmura wyszedl z domu trzaskajac drzwiami. Usiadl na schodach i przytknal do ust butelke wody ognistej. Pil dlugo, do samego dna. Potem odrzucil flaszke, siegnal po karabin i wsadzil sobie lufe pod brode. Huk wystrzalu sploszyl stado ptakow z pobliskiego drzewa. Trzepotowi ich skrzydel towarzyszyl odglos spadajacego ze schodow ciala. Po chwili ptaki wrocily i usadowily sie na lace pomiedzy domem a rzeka, gdzie nie roslo nic oprocz trawy…

czystosc po finsku

taaa, na razie nie mam nic do czytania po polsku, to troche popisze. Pamietam jak w schronisku musielismy sprzatac. Klatki mialy byc czysciutkie, dyrekcja wymagala. No ale dyrekcja byla od wymagania, nie od robienia. Tutaj zas jest troche inaczej. Jest w miare czysto, ale nie musi lsnic. Jak zakladajac filtr do mleka ubrudzilem go przypadkiem gownem krowim i chcialem wymienic, Juha machnal reka i powiedzial, ze przeciez to tylko mleko dla ludzi:))). Brakuje mi troche mycia rak jak prosto z obory idziemy do domu na kawe i ciasto, ale nie chce sie wychylac;). Wciaz jest dla mnie zaskoczeniem, ze mozna wyjsc z obory, wsiasc w samochod i skoczyc do sklepu, urzedu, biblioteki. I jakos nikogo to nie razi. Coz, co kraj, to obyczaj. Po prostu widocznie psy schroniskowe musza miec czysciej niz mleczne krowy. I zarabiam tyle samo co w schronisku… tyle ze zamiast „zl” na koncu jest „???”:). Mala rzecz, a cieszy:)

muurahainen votka

Jak sie czlowiekowi nudzi to moze zajac sie czyms konstruktywnym. Na przyklad: bierzemy 3 dorodne sliwki, drobno kroimy i ugniatamy widelcem. Wciskamy w to pol cytryny, razem z miazszem. Mieszamy, przekladamy do dzbanka od ekspresu do kawy, podgrzewamy. Dodajemy duza lyzke miodu, mieszamy az do rozpuszczenia. Przekladamy tak powstala konfiture do termosu, uzupelniamy do pelna spirytusem 96%. Odstawiamy na kaloryfer, od czasu do czasu wstrzasamy. Podczas calego procesu robienia wodki (votka) obserwujemy wedrujace po calym domu mrowki (muurahainen). Koniec czesci pierwszej.

wielka rzeka

zakrecony strasznie jestem i nie mam kiedy sie na internet do kirjasto wybrac. Wczoraj zadzwonil koles z Nov ze stracili kolejnego administratora budynku.I zebym papiery zlozyl.Brzmi kuszaco,bo nikt nie zna lepiej tego budynku ode mnie.W koncu zarzadzalem nim prawie 7 lat.I znow jest rozbudowa,a poprzednia wiele mnie nauczyla…Tylko, ze to juz nie jest ta sama firma co kiedys.I znow zaczelaby sie harowka,spanie w pracy,pracoholizm,depresja,psychiatra,leki…Poza tym nie po to tu przyjechalem,zeby zaraz wracac.Mam taka przypadlosc zawodowa ktora sie nazywa lojalnosc wobec pracodawcy.Ale mimo to papiery zloze.Zobacze co mi zaproponuja.Skoro kupili moje odejscie,moze zechca kupic moj powrot;).Ale musieliby miec mocne argumenty,zebym wszedl drugi raz do tej samej rzeki.A,wlasnie.Moja obecna wiocha w tlumaczeniu z suomeksi to po prostu Wielka Rzeka.Choc szczerze mowiac nie widzialem tu zadnej rzeki…;)

troche o wnetrzu

Marnie internet dzis w kirjasto chodzi. Dlatego ogranicze sie do kilku zdjec wnetrz.

niewyrazne cos wyszlo… ale to salon moj jest

no tu chyba wiadomo o co chodzi…

tu tez…

a jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o przedpokoj…

Nastepnym razem postaram sie troche o pracy powstawiac, tylko ladne zdjecia musza mi wyjsc. Generalnie nie jest zle. Wiosna sie pojawila, szkoda ze tylko w kalendarzu… Ale i tutaj dotrze, podobno od kwietnia ma byc lepiej. Zobaczymy.