obcy

No więc nie chce mi się pisać. Może dlatego, że każdy wpis to walka z oporną informatyczną… materią? Bo ja to mam wyobrażenie, że podchodzę do kompa, odpalam, otwieram stronę, robię wpis, klik i jest. No ale tak nie jest. Dobra, narzekać mi się też nie chce.

Krowiszony zrobiły mi wymieranie gatunku. Najpierw Białogłowa, ewidentnie przez moje zaniedbanie. Z poczucia winy zacząłem skakać dookoła zwierzaków, starając się zrekompensować im własne niedbalstwo. No i co? I w ciągu dwóch tygodni padła Beza, Cwaniara i Muśka. Jak to weterynarz stwierdził – albo masz pan gównianą paszę, albo z kimś konflikt. Paszę zmieniłem, konflikt pozostał. Efekt jest taki, ze od ponad tygodnia jestem u krowiszonów co 3-4 godziny, niezależnie od pory dnia czy nocy i niezależnie od pogody. I robię im gimnastykę. I zobaczymy, jak długo tak wytrzymam.

Odrobaczyć zwierzyniec trzeba. Jedna z kowiec uległa, nazwijmy to, wypadkowi. Przez jakieś dwa tygodnie walczyliśmy o przetrwanie, ale jednak prościej było ratować co się da. Z wątróbki trzeba było zrezygnować z powodu wykrycia Alien’a:

IMG_20180226_082337

Na szczęście mam czym z tym walczyć. A nie jak jakiś Islandczyk…

Wreszcie przyszedł zamróz. Na tyle skuteczny, że skuł mi wodociąg i rano z kranu poszło tylko echo. Kilka minut z nagrzewnicą pozwoliło odzyskać wodę, ale stresior był. Teraz nie ma co oszczędzać, na noc gdzieś coś musi być odkręcone. Bo jak to Najmłodszej wyjaśniłem – jak ci zimno, to się ruszasz i robi się ciepło. Więc jak woda się rusza, to też jej ciepło.

Przez te nocne wycieczki do obory czuję się jak jakieś zombi. Byle do wiosny…

uzdrowiciel

Po długich perturbacjach udało mi się wreszcie lizawkę Blattina kupić:

IMG_20180203_080618

Ot tak, żeby krowiszony zdrowsze były. I trochę z lenistwa, bo takie naczynie waży 80kg i starczy na dłużej niż zwykłe kostki. No i z wyrachowania też, bo potem takie fajne naczynie zostaje. Szkoda, że to ciulstwo takie drogie, no ale…

Z jakiegoś powodu wybraliśmy się do Olsztyna. Dziewczyny czymś tam się zajęły, ja przeczekałem ciesząc oczy X-wingiem:

IMG_20180204_135353

Szkoda, że nie lata. Odrobiłem na gumnie, korzystając z pogody. Naciąłem drewna i polatałem quadem:

IMG_20180205_100422

Dziś dzień wcześnie rozpoczęty i z problemami. No bo kowca mi wpadła w poblattinowskie naczynie z wodą i przeleżała tam x-czasu. Jak ją znalazłem, to wykazywała chęć opuszczenia tego padołu zwanego koziarnią. Wyciągnąłem, wytarłem, natarłem, podłożyłem termofor, zakopałem w sianie i wziąłem się za przepęd krowiszonów. Nachodziłem się z nimi, dziś to taki swoisty rekord mi wyszedł, prawie 10 km według krokomierza. W ramach dobroci dla zwierząt popuszczałem też kundle. Bryś się wybiegał, wpadł do koziarni, znalazł ledwo żywą kowcę która nie mogła przed nim uciec, więc ją wyruchał….

IMG_20180208_133939

Wbrew logice ten międzygatunkowy seks uzdrowił zaniemogniętego zwierzaka – kowca stwierdziła, że życie jest piękne i zdychanie odłoży na kiedy indziej.

A że dziś podobno tłusty czwartek, trzeba to było uczcić, faworyzując jedną z uciech przyjemnych:

IMG_20180208_134856

No i dzionek można uznać za zakończony, choć do nocy daleko. Wrażeń mi wystarczy na długo. Brysiowi i kowcy też…

Polne Wrotki

Jako że moje metody leczenia świata w dupie mnie samego nie przekonały, złamałem się i zawiozłem psiaka do Wrotków na Polną w Lidzbargu. Młode chłopaki, ambitne, nie wiedzą, że się nie da. Co prawda koszt docelowo jak Bartoszycki, ale bez wydziwiania i straszenia szansami.

Zrobili psu dupę, na razie wygląda nieźle. Za 9 dni będzie wiadomo więcej. Na razie pies straszy domowników arystokratycznym kołnierzem i próbą zjedzenia czegokolwiek.

Taka teoria mi się nasunęła, o czym zresztą poinformowałem weterynarzy, że skoro dupa się psu wywróciła wnętrzem do świata, to znaczy, że cały świat znalazł się w psiej dupie. No to go ratujmy, choć nie wiem, czy warto. Ratować świat, bo psa warto.