.53

Bezsensowny kaliber, ale wskoczyło. Wspominki od ostatniego wpisu sobie daruję, po prostu nie chce mi się przewijać miriadów służbowych zdjęć kolczyków, a wordpress jest beznadziejny pod tym względem. Zaczniemy zatem od wczoraj.

Nie wiem jak zwierzaki to ogarnęły, ale dostałem od nich dwa prezenty urodzinowe – Klarę od Sasanki rano:

i Filipa od Aprilki wieczorem:

Tak że ten, no… Dzięki:)

Jakiś czas temu zaczęliśmy rozglądać się z Najmłodszą za nowym koniowatym do kolekcji. W sensie i na rozpłodnika, i użytkowo. Czasem tak jest, że nie ważne, czego chcesz, Wszechświat podsuwa ci to, co dla ciebie ma. No i sąsiad zadzwonił, czy nie wiem kto by chciał ogiera kupić. Jak zobaczyłem tego ogiera…

… to wspólnie z Najmłodszą stwierdziliśmy, że nie chcemy, żeby stał na łańcuchu w ciemnej oborze i go bierzemy. A na właściwego konia przyjdzie jeszcze czas. Przy najbliższej okazji przyprowadziliśmy nieszczęśnika o imieniu technicznym „Tobi” na gumno i wczoraj dołączył do naszych dziewczyn:

Zmienił też imię na Django. Po kilku próbach bycia ogierem naczelnym został poinformowany, że w stadzie panuje matriarchat i grzecznie zajął miejsce na końcu łańcucha pokarmowego.

W międzyczasie objawiły się samorzutne kurczaki:

Poza tym rozstaliśmy się planowo z Władkiem i nieplanowo z Ferią:/

Cóż…

Nie samym gumnem człowiek żyje. Można też nie znaleźć czynnego lodowiska albo odchamić się sztuką:

W pracy jako takiej też są wzloty i upadki mniej lub bardziej niezaplanowane…

No i chyba na razie tyle. Jesteśmy na bieżąco.