inwazja złych nawyków

Inwazja kotów z Plutona trwa. Nie wiem, dlaczego ciągle mi ten termin się nasuwa, bo z Plutonem to one mają tyle wspólnego, co ja. Niemniej jednak kocięta rozłażą się po całym domu:

Niechętnie na to patrzę, bo ciężko mi znieść obecność zwierzaków w domu. Jakaś schiza związana z wizją, że kot wpada do domu szybko, leci w najbardziej niedostępne miejsce żeby się zesrać i uciec… Tymczasem ostatnio kotka zignorowała wszystkie „psik” i „wyp…”, wpadła do kaflowego, capnęła myszę i wybiegła. Nie nasrawszy. Cóż, zadumałem się nad sobą i moją znajomością kociego behawioru. 

Podobnie jest z behawiorem kobiecym. Mniejsza o wyjście na chwilę do sklepu, kiedy to siedzę w odpalonym samochodzie i czekam tą godzinną chwilę, bo przecież „zaraz wracam”. Ale pewne zachowania są podpatrywane przez najmłodszych i wdrażane z dużym zaangażowaniem, ku mojemu zresztą przerażeniu:

Tja, podobno kobiety nie da się zmienić. Można zmienić kobietę, ale to nic nie zmieni;P

sielanka trwa

Jak w tytule. Przyszło lato takie konkretne i największą popularnością cieszą się mniej lub bardziej naturalne zbiorniki wodne:

 Te podwórkowe również…

 Turysta nasz dokonał znaleziska życia:

 Aż dziw bierze, co można z ziemi wykopać. Wstępny szacunek to 7-12 tysięcy peelenów. Nie licząc drobnicy typu monety, guziki, medale i inne takie. Ponieważ jestem człowiekiem praktycznym, najbardziej podobało mi się takie cuś na jajka:

 Kiedyś ludzie robili piękne rzeczy, teraz przyćmione tanią masówką pośledniej jakości:/

Ja też dokonałem połowu życia – pierwszy raz trafiłem karpia słusznych rozmiarów:

No dobra, sam te karpie jakiś czas temu do stawu wpuściłem;) I ten tam wrócił, niech rośnie. O ile zatrzęsienie karasi mu na to pozwoli…

siatka wodna

Wczoraj wieczorem do wsi na boisko pojechaliśmy. Na rowerach. Ot tak, żeby się wysiatkować. 

Było męcząco ale miło i fajnie. Dziewczyny nas ograły. Taki lajf.

Dziś za to dzień pod znakiem koszenia i zjeżdżania. Koszenia trawników i walenia się do stawu:

 W sumie niezła zabawa, nieważne, czy się umie pływać czy nie…

Dzieciaki zjeżdżały, ja wspomagałem je z łódki, żeby znalazły się na brzegu a nie na dnie…

Podobno idą upały…

leśne runo

Turystę mamy. Z gatunku zbieraczy. Chodzi do lasu i zbiera to co mu na wykrywaczu zapiszczy. Generalnie uważam to za nieszkodliwe dziwactwo, ale wczorajsze zdobycze zrobiły wrażenie nawet na moim sceptycyźmie…

Mam tu na myśli monety. XVI, XVII, XIX i XX wiek. Szczerze mówiąc nie sądziłem, że można to tak po prostu w lesie znaleźć. Ale ja mam problem nawet ze znalezieniem w lesie grzybów – pewnie dlatego zbieram je na gumnie…

Dzisiejszy połów naszego gościa nie obfitował w monety, ale fragment muszkietu, medal, kilka odznak czy sprzączek też zrobiły wrażenie. Nie znaczy to oczywiście, że zaraz wszystko rzucę, kupię sobie wykrywacz i pojadę w las. No, może nie tak od razu;P

Przy okazji omawiania trofeów nasz gość objaśniał, co z jakiego okresu pochodzi, skąd się wzięło to czy tamto. Że czołgi wynaleziono do forsowania zasieków z drutu kolczastego, który z kolei został wymyślony przez pewnego farmera żeby mu bydło nie uciekało, a potem drut kolczasty zastąpiono normalnym przez który puszczono niedawno wynaleziony prąd. Dzieciaki wykazywały stosowne zainteresowanie, ale rozwaliła nas dociekliwość siedmiolatka siostry: „Proszę pana, a jak już wynaleźli ten prąd, to co do niego podłączyli pierwsze: tablet czy PSP?” 

letnia panorama

Są takie dni w lecie na wsi, kiedy nie goni się dzieci do pracy. Dwa, czasem trzy…;) I jednocześnie nie toczy się walki o miejsce przy komputerze. Przy okazji można wypróbować możliwości nowego telefonu. Oto ona: panorama Wielochowa:

Osobiście nie lubię takich zdjęć, bo utrudniają poruszanie się po stronie. Ale niech tam, ten jeden raz warto;)

Mamy zatem atrakcje stare, jak strzeżone kąpielisko, do którego dzieciarnia mknie niezależnie od pogody i szczękania zębów ojca…

i nowe, jak dwie zjeżdżalnie o różnym stopniu łatwości w zwracaniu posiłków:

Mam nadzieję, że w ciągu tych kilku dni pobytu dzieciaków, które mi zostały, pogoda pozwoli przynajmniej na jeszcze jedną wizytę.

wodny świat

Film był głupi niemożebnie, nawet pomijając moją niechęć do skrzelodysznego. Niemniej jednak dzisiejszy dzień był pod znakiem tego żywiołu. Na początek trzeba było uruchomić maleńki basenik dla dzieci…

Hmmm, zaledwie jakieś osiem kubików z wiejskiego akweduktu. Nic to, jakby co to strażacy mają skąd brać wodę;)

Po południu wziąłem się za „zjeżdżalnię” do stawu. W trakcie budowy dopuściłem się kilku modyfikacji, kilka rzeczy kiedyś trzeba będzie zmienić, ale test wypadł… na mokro:

http://www.youtube.com/watch?v=TdRZycjqJc0

A tak wogóle to zimno dziś było i wiatr jakiś taki przenikliwy…

pięciobój drobiowy

Ogarniam się z sianem. O dziwo, w tym roku praktycznie uchodzi mi to na sucho. Na jutro zostały mi jeszcze dwa hektary u listonosza i… wypełnianie papierków. I spokój, chyba, że najdzie mnie na drugi pokos. Tak sobie dumam nad przezimowaniem koniowatych na Paprocinie. Wydumało mi się tak jakieś 250 kostek zestogowanych na okoliczność niewożenia koniowatym tam żarcia jakby co:

No ale siano sianem, a żyć trzeba. Kropnąłem dziś rytualnie piątkę kurwiszonów. Na pohybel p’osłom…

Do najgorszej części pięcioboju zapędziłem młodzież, żeby przed kompami przedwcześnie nie osiwiała…

Potem dorwałem się do sekatora i dałem upust swojej ogrodniczej chuci. Ot, i dzionek minął…

murowani kowboje

Pojechaliśmy częściowo do lepszego z miast, żeby trochę weselników powozić. No ale  wieczorny telefon zweryfikował plany – młody się pochorował. Poszedłem sprawdzić jak wygląda sprawa z autobusami, żeby wrócić i go trochę ogarnąć. Szlajając się po mieście rozmyślałem o ewolucji graffiti, jak to pewien wyraz pod presją społeczną zaczęło się pisać przez „ch”, żeby był dłuższy… Niemniej jednak można trafić na murach perełki, które utwierdzają nas w wierze w ludzi:

Czyli nie tylko narządy rozrodcze, niewiasty z predyspozycją do nierządu oraz chęć kopulacji z władzą… Nie jest źle. To znaczy jest, ale nie aż tak.

Miało być o kotach. No więc ostała się trójka: Klamka i dwóch chłopaków. No bo „dwa samce na klamce”…;) A Tapimama cierpliwa jest:

Ciocia Cerka zresztą też…

Chłopaki wczoraj trochę podziałali, młody mniej, bo gorączka nie odpuszcza. Niemniej jednak trochę pokowbojowali:

Ale starszy to przeszedł normalnie do historii. Link w następnym wpisie.

sianowakacje

No, wreszcie mam chwilę czasu i spokoju, żeby coś napisać. Na razie jest jeszcze sianowato, choć przy okazji pobytu letników młoda rozpoczęła profesjonalne męczenie koniowatych:

 

O męczeniu kotowatych nie wspomnę…

Niestety, jeden/jedna z czwórki stwierdziła, że warunki są niesprzyjające i zeszła. Reszta ma się dobrze i niebawem będzie o nich więcej.

O dziwo, udało się zebrać Topole, przy udziale rzecz jasna taniej siły roboczej;)

W nagrodę, a może za karę, znaleźliśmy chwilę, żeby pojechać nad Jezioro Kolorowe:

Jak już panowie skończyli się bawić motorówką i spadochronem, młodzież rzuciła się do wody… A młoda czekała opiekuńczo z ręcznikiem:

Po chwili stwierdziła jednak, że nie będzie czekać…

Chwila na suszenie…

I do domu.