Inwazja kotów z Plutona trwa. Nie wiem, dlaczego ciągle mi ten termin się nasuwa, bo z Plutonem to one mają tyle wspólnego, co ja. Niemniej jednak kocięta rozłażą się po całym domu:
Niechętnie na to patrzę, bo ciężko mi znieść obecność zwierzaków w domu. Jakaś schiza związana z wizją, że kot wpada do domu szybko, leci w najbardziej niedostępne miejsce żeby się zesrać i uciec… Tymczasem ostatnio kotka zignorowała wszystkie „psik” i „wyp…”, wpadła do kaflowego, capnęła myszę i wybiegła. Nie nasrawszy. Cóż, zadumałem się nad sobą i moją znajomością kociego behawioru.
Podobnie jest z behawiorem kobiecym. Mniejsza o wyjście na chwilę do sklepu, kiedy to siedzę w odpalonym samochodzie i czekam tą godzinną chwilę, bo przecież „zaraz wracam”. Ale pewne zachowania są podpatrywane przez najmłodszych i wdrażane z dużym zaangażowaniem, ku mojemu zresztą przerażeniu:
Tja, podobno kobiety nie da się zmienić. Można zmienić kobietę, ale to nic nie zmieni;P