transport syberyjski:)

Śnieg śniegiem, a jeść trzeba. Koniowatym przekąskę czas dostarczyć. Jeśli chodzi o transport w tych warunkach, Michał Strogow byłby zachwycony:

Na szczęście po drodze żadna burza z niedźwiedziem w tle się nie przytrafiła i koniowate zostały zaopatrzone:

W sumie ta zima nie jest taka zła. Przynajmniej jeśli o transport saniami chodzi;)

śnieg

Śnieg zapowiedzieli. Na meteo.pl, więc pewnie będzie. Ale póki go nie ma, to trzeba skorzystać z kończącego się zamrozu i trochę drewna pozyskać:

Ten zalany lasek jeszcze kilka lat posłuży. Przy okazji trafiliśmy na przerażające tropy wilka samotnika:

Jest się czego bać. Wilk pięciopalczasty, fiu fiu… Po internetowej analizie zmieniłem zdanie: to borsuk. Po dłuższym zastanowieniu: bóbr-gigant. Spojrzenie w niebo utwierdziło mnie w przekonaniu, że to zwyczajny bóbr, tylko dzień wcześniej była lekka odwilż i śnieg w zagłębieniach trochę się rozpuścił, automatycznie je powiększając. Czyli przeciętny bóbr. W sumie biorąc pod uwagę obecność żeremi, całkiem prawdopodobna diagnoza:)

A na drugi dzień przyszedł oczekiwany śnieg:

No to mamy zimę.

grzałka

A właściwie termofor dla Jurija. Bo przy tych mrozach to różnie bywało – nie żeby nie zapalił, wszak to ruskie ustrojstwo, ale jakoś serce mięknie jak się go męczy. No to się szarpnąłem na grzałkę w blok, a raczej w brok. Krótka instrukcja, bo choć całość jest prosta i oczywista, to jakoś nikomu nie chce się takowej w internecie zamieścić.

Po pierwsze primo, spuszczamy płyn chłodzący z bloku silnika. Kranikiem na bloku po prawej stronie ciągnika. Po drugie primo, wyciągamy brok. Brok to taka zaślepka w bloku silnika. Czyli bierzemy konkretny śrubokręt, półkilowy młotek i napierdzielamy w środek rzeczonego broku (albo broka jak ktoś z Warsiawy). Tak żeby przebić i wydłubać:

Poniżej widać, dlaczego walimy w środek broku/a, a tam, zaślepki:

Oczywiście rzeczona grzałka tam nie wlezie, trzeba zrobić miejsce: wyjumać zbiorniczek od spryskiwacza (na razie wkładamy do wanny, żeby odmarzł), trochę porozganiać przewody różne i zmieścić się pod/obok linki gazu. Bez paniki, da się. I to jest koniec łatwiejszej części. Profilaktycznie przymierzamy grzałkę, czy aby na pewno sprzedano nam taką z pasującymi otworami (lepiej zrobić to przed wywaleniem dziury w bloku silnika, bo jak nie pasuje to mamy udupiony traktor – choć z drugiej strony przeciętny wiejski inżynier jest w stanie zamontować wywalony brok z powrotem…). Teraz jak ktoś lubi, to odtłuszczamy wszystkie cztery powierzchnie 🙂 i smarujemy silikonem – najlepiej wysokotemperaturowym motoryzacyjnym, a nie takim na powiększenie cycków. Przykładamy i zaczynamy przykręcać. Biorąc pod uwagę dostęp, proponuję przedtem się najeść, napić, wysikać, a na pewno przegwintować otwory w bloku śrubą, żeby oczyścić gwinty zapaćkane lakierem. Można też kapnąć oleju na śrubę. Poł godziny później mamy przykręcone śruby i grzałka jest ufiksowana:

Teraz zalewamy układ chłodzenia spuszczonym uprzednio płynem (warto pamiętać o zamknięciu kranika spustowego) i odpalamy. Profilaktycznie wolałem odpalić najpierw na chwilę silnik, żeby pompa ruszyła trochę płyn celem zalania grzałki. Gasimy i podłączamy grzałkę do prądu. Działa? Działa! Każde następne odpalenie w mroźne dni poprzedzamy 20-30 minutowym grzaniem. I tyle. A, jak po jakimś czasie mamy pod ciągnikiem kałużę jakiejś cieczy, to albo nie zamknęliśmy kranika, albo cieknie na styku grzałki z blokiem, albo rozwaliliśmy blok waląc młotkiem;) Ciepłej zimy Wam życzę:)

Siódmak

Nie mylić z Siudmakiem. Choć pod względem gabarytów, to też jest fantastyczny:

Beza raczyła sobie urodzić na zewnątrz przy -16*C. I co? I nic. Stało toto takie skulone, ze skorupą lodu na sierści i się trzęsło. Jako że młodzież do przedszkola akurat wiozłem, zleciłem Aś przetransportować toto do obory i ogacić albo co. No trzeba imię wymyślić. Gdyby dziewczyna była, to Szesnastka. A że chłopak, to 1+6=Siódmak.

Jeszcze Obroża z zaległych zeszłorocznych została, tymczasem zbliżają się tegoroczne porody. Będzie się działo…

Wujek

Tak się Bysia wczoraj od stada odizolowała. I poleguje w wierzbie. Poszedłem zobaczyć, śluzi ze sromu, wymię rośnie. Ani chybi nadchodzi czas. W sumie szybko, bo poprzedni poród miała bodajże w lutym. Zostawiłem, przewidując rozwiązanie na dzień następny. Pokicałem po gumnie, zmęczyłem się mrozem, wróciłem na przerwę do domu. Zacząłem wyrównywać temperaturę: od zewnątrz kaloryferem, od wewnątrz Desperadosem. I gapię się w okno. Bysia cosik jakby chudsza, a w dalszej perspektywie coś jakby cielak. No to idę zobaczyć. Ano bysiek. Prysnął desperacko za ogrodzenie i zamróz skuł mu mokrość na siorstce. Na ręce go i do obory. Bysia z roztargnieniem, ale za nami. Zaoborowałem, wyrzucając przy okazji na zewnątrz Kibina. I tu chwila refleksji nad pokrewieństwem. Nowy przybysz miał się zwać niby Desperat, ale skonstatowałem, że dla Kibina jest wujkiem. I niech mu tak będzie.

Wujek na cycku:

Zaczęły się nowe porody, a wciąż dwie lasie wiszą mi jeszcze porody zeszłoroczne. Trzebaby weterynarza ściągnąć w poniedziałek, niech ustali fakty: czekamy czy się żegnamy.

Życzenia noworoczne

Ze niby dla większości się nowy rok zaczął. Kalendarzowy znaczy. Niech i tak będzie. W związku z tym życzę Wam wszystkim, żebym był szczęśliwy. Bo im bardziej będę szczęśliwy, tym mniej utrudniać życie innym będę. Wyraziłem się chyba jasno?;)