mop

Takie jakieś przemyślenia mnie naszły, z tym blogapisaniem. Bo już wielokrotnie ktoś zwracał mi uwagę, żebym uważał co piszę, bo może mi się za to oberwać. Niby racja, ale kaganiec. Z drugiej strony czasem mnie myśli różne nachodzą i kiedyś bym o tym napisał, ale jak pomyślę, że przeczyta to ktoś znający mnie w realu, to też może być różnie. No bo inaczej wylać swoje myśli w eter, inaczej zaś dostać odzew inny niż echo sieci. Dochodzę zatem do wniosku, że pisanie bloga utraciło sens w momencie kiedy zaczęli mnie otaczać ludzie z którymi mogę rozmawiać. No bo kiedyś blog był remedium na brak rozmówcy… Stąd moje blogazaniedbanie i sporadyczne pisanie, nieco wymuszone. Bo trzeba.

Jakiśczas temu jakieś święto wyzwoleńcze było:

img_20191111_184815_6

Zaiste wyzwolenie. Takie nasuwające na myśl mickiewiczowskiego Psa i Wilka. A przy okazji Hymnu się aktualnie obowiązującego uczylim z Najmłodszą i tu też mnie rzecz jedna co najmniej drażni, że te nasze patryjoty hymn z ręką na sercu śpiewają, a na wschodniego sąsiada ujadają, za nic mając hymnu słowa: „…Dał na przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy…”. No przecież pokazał, jak się Rosję zwycięża… Po raz kolejny sugeruję zmianę hymnu na ten oto utwór, po wprowadzeniu zmian nieznacznych w tekście:

Dość politykierki.

Bobry wróciły:

img_20191111_142153_7

Jesienne koszenie lasku nastąpiło, aż musiałem wysłać tam straż w postaci bandy krowiszonów. Mam nadzieję, że sama obecność wielkich zwierzaków wystarczy, by rzeź drzew powstrzymać. Gorzej, jak i krowiszony za drzewka się wezmą…

Lepiej się było wziąć za krowiszony. W szczególności za Ireneusza, który przemienił się cudownie w takie coś:

img_20191110_113757_6

Wielkie podziękowanie dla Dziadków za pomoc w przygotowaniu i obrobieniu mięsiwa, bo ja bym to pewnie upiekł w tej wędzarni…

I na zakończenie, a propos przemyśleń, wczorajszy tekst dnia, wygłoszony podczas biesiady przez wytrąconego ze stuporu Seniora:

„A na chuj mi mop?”:)