DZ – historie

Razu pewnego ogrodzenie przeciw krowiszonom na pokładzie bytującym robilim. I zdało się że słupków braknie, bo sierżant starszy GM zażyczył sobie, żeby pomiędzy 60 drewnianych po jednym plastikowym wstawić. Policzył i zamówił u śp. Admirała… 30 sztuk. Admirał z gestem zakupił 40. No i brakło. GM przemyślał sytuację i użył wobec się samokrytycznie terminu „matematyk pierdolony”…:)))

Jakiśczas temu niedługi krowiszona odłowić mielim. Zorganizowałem więc ekipę sił specjalnych, w skład której wchodził między innymi rzeczony „matematyk”. I mówię, że polujem na obiekt z numerem usznym 8448. Starszy sierżant GM zapytuje ponownie: „jaki numer?” „Osiem cztery cztery osiem” – powtarzam. „Matematyk” nie ustępuje: „Ale która to?” Nie wytrzymałem i ebłem: „Bałwanek, dwa krzesełka, bałwanek!” Dalej już poszło sprawnie, a siły specjalne do dziś układają numery dla „matematyka” w stylu: jajko łabądek krzesełko kosa (0247)…

de profundis

Wyrwawszy się ze służby uczyniłem krowiszony szczęśliwymi:

img_20191006_144218_1

Nie ma to bowiem jak zeżryć to co kiedyś było owsem. No bo pewnego rodzaju cudzożywnych spożywać nielza – za ładne są:

 

 

Tymczasem na pokładzie DZ lokalne kotowate wygrzewają się w cieple kilowatowego grzejnika:

img_20191009_110716_1

Nie wiem jak to robią, ale kotowate zawsze potrafią się dobrze urządzić. Choć mogłyby zrobić to w bezpośrednim sąsiedztwie biowulkanu, gdyby były odporne na jego wyziewy:

Dostrzegłem anal…ogię między tym zjawiskiem a moją służbą freelanserską i zażądałem spotkania z Dowództwem. Na spotkaniu owym wyjaśniliśmy sobie, że moja cierpliwość dobiega końca i czas ustalić jakieś sensowne godziny służby. O dziwo – ustaliliśmy. Od soboty mam drugą zmianę. Czyli jakoś od 14tej do końca. Mojego lub ich. A na pewno października. A potem się zobaczy.

wieści jesienne

Atrakcyjność mojego życia jest dosyć monotonna, stąd niewiele mam do przekazania na blogu. Jak się uzbiera, to wrzucam garść informacji. Co niniejszym czynię.

Brak rąk do pracy i zamiłowanie do kieliszka u już pracujących powodują rozszerzenie obowiązków na Darze Ziemi o zajmowanie się matecznikiem i glusiogamoniami:

Myślałem, że już nie będę musiał tego w życiu robić, bo raz robiłem i skończyło się jak się skończyło. Ale dopóki w „kraju nad wisłom” panuje nam miłościwie rozdawnictwo i promopatologia, to nie ma się co dziwić, że jest jak jest.

Matka Natura w osobie Pani Jesieni obdarzyła nas hojnie naturalną grzybicą gumna:

Przy okazji nauczyłem się, że nie każda purchawka jest be;)

Be natomiast jest kwestia mojego podejścia do strzelania – brak treningu zepchnął mnie z zaplanowanych 80 na 65% skuteczności. Za to moje Dziewczynki dzielnie walczą o miejsca na leśnym podium:

Miałem ochotę zmierzyć się wczoraj z olimpijczykami, ale z niewyjaśnionych powodów zrejterowali i nie stawili się na czelendż. Szkoda, może zgubiłbym więcej strzał…;)

Dobra, idę karmić te małe gamonie.