Po dzieci przedwczoraj pojechalem. No bo wakacje sie zaczely. Beda pelne wrazen, bo ich mama sprzedala mieszkanie i kupila inne. Przy okazji zmienila tez samochod:
Nie powiem, w pierwszej chwili poczulem jakies tam uczucie zazdrosci i… zlosci. Ale szybko mi przeszlo. Teraz sa wakacje, zloscic bede sie pozniej.
Wczoraj droga – dla mnie – powrotna. "Zatrzymamy sie po drodze u Palia" – mowie. "Super, on ma taki fajny plac zabaw!!!" – dobieglo z tylnego siedzenia. Jako sie rzeklo, takoz sie stalo:
A i moje dziecko z ramienia KRK rosnie w oczach i stara sie, zeby rodzice nie narzekali na cisze i spokoj;)
Romantycznym jest, ze brat Natalii mowi do mnie… "tato". Po chwili dodaje "chrzestny", ale zagluszaja to koscielne dzwony w mojej glowie. Ciekawe, jak zacznie do mnie mowic Moja Ulubiona Nie Moja Zona??? Ale zupelnie nie jestem ciekaw jak bedzie mnie nazywac Palio;P
Pozniej obiad w KFC i rajd juz prosto do domu z jedna mala przerwa.
Oczywiscie koniowate zadbaly, zebym po powrocie sie nie nudzil. Pomijajac zestaw "karmienie-dojenie" to jeszcze bylo "gonienie-naprawianie". No bo Tymek poszedl sobie do dziewczyn (a niech tam, i tak mialem go tam przekladac), a geniusze prysneli z pastwiska u bobrow, przyszli na podworko, zasygnalizowali swoja obecnosc malymi parujacymi kupkami obornika, wlamali sie na zimowe pastwisko (przez wlamali rozumiem wtargniecie z polamaniem ogrodzenia:/) i zastalem ich prezacych muskulature przed klaczami soltysa po drugiej stronie drogi… No i musialem to ogarnac prowizorycznie, czego efekt jest widoczny rano:
Oczywiscie przez "rano" rozumiem jakies 5-6 godzin po pojawieniu sie Swaroga na niebie. Dzieciaki sa albo zmeczone po podrozy, albo daja mi szanse, bo jeszcze nic nie wskazuje na ich dzienna aktywnosc:
Spoko, odrobia wieczorem;)