wspolne sprawy

Pare dni temu dostalem wiadomosc od J. Czy moge jej przyslac jakies pieniadze, bo caly styczen nie pracowala wiec nie ma zadnej kasy, a cele mnostwo rachunkow do zaplacenia itd. A, no tradycyjnie ujela to w psychologiczna forme "czy moge jej pomoc". Juz to na mnie nie dziala, bo przyzwyczailem sie ze uzywa zamiennie okreslen pomoc/pieniadze. Odpisalem, ze nie, bo nie mam, moze po wyplacie. Coz, ja w koncu tez nie pracowalem caly styczen i czesc grudnia, a jednak dostala ode mnie kase i na styczen (mimo, ze dzieci byly na moim utrzymaniu), i na luty. Jeszcze mnie opieprzyla za to ze nie jestem w stanie od razu powiedziec, czy dam jej pozniej wiecej kasy czy nie. Przelknalem. Najwazniejsze to nie kierowac sie emocjami.

Wczoraj znow dala znac o sobie. Ze ubezpieczalnia wzywa ja do sadu za niezaplacone oc. Bo zaplacila dopiero 200 z naleznych rzekomo 800zl. I czy jej w tym pomoge. Jak sprawa sie zaczynala, powiedzialem jej, jakie ma pismo do nich wyslac, bo to jest ewidentne proba wyludzenia ze strony silniejszego, czyli ubezpieczalni. J postapila po swojemu, czyli zaczela im placic, wiec niejako przystala na ich warunki. No sorry, ale w tym przypadku to ja juz naprawde nie widze w tej potyczce mojego udzialu, skoro J zadecydowala, ze bedzie placic. Odpisalem, zgodnie zreszta z prawda, ze jestem bez kasy i nie zanosi sie zebym mial, bo nie dosc, ze juz jade na pozyczonych to do konca miesiace tez mi nie starczy i musze wziac zaliczke od szefa. Wydarla sie na mnie, ze sprawa z ubezpieczalnia dotyczy nas obojga. Nie podjalem tematu, to bez sensu…

Coz, w koncu jest jeszcze kilka wspolnych spraw do zamkniecia.