Szpitalne życie…

…to nie tylko kroplówki, zmiany opatrunków czy inne przypadłości okraszane bólem i krzykiem. Jak to Najmłodsza określa:”po szoku i boleści” jest też czas na rzeczy zwyczajne:

Czyli nauka robienia zeza, wyłudzanie kasy od Wróżki Z czy zażeranie się ciocinym spaghetti.

Jeszcze kilka dni i przechodzimy z kroplówek na tabletki. Heja.

Powrót taty

Teraz to się nie nazywa „jadę do szpitala” tylko „wracam do szpitala”. Moja zmiana u Najmłodszej. Żeby zaspokoić apetyt dziecka trza się przygotować:

img_20181026_184526_8

Co prawda KFC trochę się jej przejadło, ale zachłanność ma po tatusiu;) Dobrze, że nie pokazałem Wam zawartości plecaka, bo dopiero by było…;)

Żeby nie było, że tylko szpitalem żyję. Jakieś tam ruchy na gumnie są. Na przykład jesienne koszenie trawy:

img_20181024_114346_4

Potem część kosiarek zmieniła miejsce zamieszkania. Podobnie jak dzisiaj część krowiszonów przeniosła się do innego gospodarstwa. Redukcja stada planowa, raz, że limit sztuk, dwa, że paszy nie za wiele. No i trzy, że do tych tak zwanych „dopłat” trzeba jakoś doczekać. Nic to, dam se radę.

Korczakowanie

Przemyciłem na salę chipsy.

Świat się uśmiechnął:)

A potem poszerzaliśmy uśmiech Świata:

A jeszcze później uśmiech przyćmił demontaż centralki, ale szybko przywróciliśmy go szprycując miśka Bioseptolem przy pomocy sprzętu przemyconego przez wtajemniczoną siostrę. Dostał w dupę, szyję i dosercowo. Spirytus mu uszami wypływa a Świat się uśmiecha;)

Gedańskie opowieści…

Opowieść pierwsza:

Poczekalnia przy okulistyce. Sporo babć i dziadków chwilowo jednookich, bo o oczodołach zakropionych i gazą zalepionych. Rozmowy jak to między dziadkami w szpitalnej poczekalni. Wtem dzyń-bzyk w jednej z torebek. Właścicielka torebki prosi sąsiadkę, żeby sprawdziła co to. Ta sprawdza i mówi: SMS. Właścicielka chwilę myśli i stwierdza: „Kurwa, jakie te moje wnuki głupie. Na jedno oko jestem ślepa, wiedzą że z drugim na badaniu jestem i mi zalepili, a oni mi esemesy przysyłają…”

Opowieść druga:

Przyszywany zaproponował, żeby miast do babci do niego pojechać. Ale jak powiedzieć to babci, która już jedzenia narobiła i z noclegiem czeka? Odpala przyszywany telefon i do babci dzwoni: „Mamo, Patryk bardzo chciał do ciebie przyjechać i jest mu bardzo przykro, ale woli pojechać do mnie na piwo.” To się nazywa gedańska dyplomacja;)

W grodzie Gedana

Nie mogąc być z Najmłodszą na POPie ruszyłem w miasto, jak na prymitywnego wieśniaka przystało. Zacząłem od KFC żeby sił nabrać, a nabierając wytypowałem cel nieodległy, żeby w razie potrzeby po wsiowemu piechotą wrócić. Cel ustaliłem w telefonie, na co telefon zaproponował mi aplikację która za rączkę jak niemotę poprowadzi. Wziąłem. Aplikacja ustaliła gdzie jestem, gdzie chcę jechać, powiedziała skąd, czym i za ile. Ba, kupiła mi bilet i skasowała go. A w czasie jazdy rydwanem pokazywała na bieżąco gdzie jestem, gdzie się przesiadam i na co. I dojechałem do celu. Cel zwiedziłem, zażyczyłem sobie od aplikacji powrotu. Jako i tam, tak i z powrotem jak ociemniałego mnie doprowadziła.  Zachwyt opiłem bezalkoholowym w hotelowym zaciszu. Upojony sukcesem dnia następnego wytyczyłem cel bardziej odległy i równie sprawnie doń dotarłem. Cel okazał się chybiony, czas wracać. W drodze powrotnej aplikacja się zwiesić raczyła i na jakimś zadupiu wysiadłem. Przywróciłem aplikację do życia, nowy rydwan mi wskazała. Tyle, że go nie ma. Kilkanaście minut później nadjechał rydwan alternatywny, zasiadłem w nim a on pojechał wbrew aplikacji gdzie indziej. No bo aplikacja nie zakumała, że rydwan objazdem z powodu awarii poszedł i kazała mi zawrócić bom z trasy wyjechał. A ja głupi nie wiedziałem, jak tramwaj zawrócić… Obudziłem więc musk i zażądałem pomocy. Wspólnymi siłami, wbrew aplikacji, udało nam się różnemi drogami do punktu wyjścia dotrzeć. Rozczarowanie aplikacją w towarzystwie przyszywanego szwagra i myszy opiłem. Utwierdziłem się w przekonaniu, że system jest fajny póki nie ma dodatkowych zmiennych i nie ma co muska na półkę odkładać, tylko używać. Miło jest raz na jakiś czas grodowych uciech zażyć, ale na własnym gumnie milej.

Gedania

No więc tak. Najmłodsza dostała dren do worka osierdziowego. Zabieg wykonany osobiście przez Wielkiego Mistrza Haponiuka przebiegł bez niespodzianek. Po wszystkim wylądowała na POPie:

img_20181020_131424_9

Nie mogłem tam z nią być, więc ruszyłem w miasto, ale o tym w innym wpisie.

Wczoraj wyjęto dren, bo zrobił swoje. Głupi Jaś również:

img_20181020_195049_7

Przyjechała Aś i została na noc z Najmłodszą w izolatce. Ja też ale gdzie indziej i mogłem trochę odreagować. Dziś znów mój dyżur, tym razem na dwupacjentowej sali. Będzie się działo, bo Najmłodszą trzeba od nowa uczyć chodzić. Niekoniecznie do okna z widokiem na morze, woli okno z widokiem na KFC…;)