bardziej niż z wewnętrznej potrzeby, trza coś napisać. No bo ani meteoryt nie walnął, ani rewolucji nie było, ani w lotto nie wygrałem. Dzieją się rzeczy mniejsze lub całkiem małe, taka zwyczajność. Jak na przykład zadekowanie ziemniaków tam, gdzie być powinny:
Czyli w piwnicy. I w tej kwestii mam spokój. Podobnie jak Fraglesi ze stodołą na zimę. Zabiłem ją. Dechami:
A Sąsiad to pewnie zabije kiedyś tych, co mu obiecali, że to zrobią. Pałą brzozową…
Barmistrz zorganizował imprezę kulturalną w domu o tejże nazwie:
Co prawda rzemiosło to mi się kojarzy z czym innym, ale chcąc nie chcąc wzięliśmy w tym udział:
Ku mojemu zdziwieniu impreza nawet się udała – cos tam się sprzedało, trochę dla nas zostało, trochę ludzi się poznało. Niemniej jednak mam takie odczucie, ze niektórzy co uciekli z miasta na wieś, siłą przyzwyczajenia powoli tą wieś w miasto przekształcają. Trzeba się chyba powoli rozglądać za jakimś nowym odludziem…
Na szczęście trochę dziczy jeszcze doświadczamy. Na przykład w postaci węża co mając za skroniami plamy żółte wypełzł był na jesienną ciepłość i poległ od bezdusznej cywilizacji:
A potem zeżarł go Tajger, który uparcie co rano odprowadza Najmłodszą na przystanek.
Mniej uparcie pojawiają się na Jeziorze Łabędzim białe ptaki. W pierwszej chwili zdziwił mnie łabądek na drzewie siedzący, ale długość dzioba i manewrowość łabędziom po prostu niepasująca pozwoliła mi zidentyfikować legendarną białą czaplę:
Musicie mi uwierzyć, że one czaple na tym zdjęciu są:)
A przedwczorajszego jakoś wieczoru Droppenhajmer zaczął cokolwiek bulgotać warkotem, jakby walkę jakąś toczył. Uzbroiłem się w latarkę i nie tylko i pobiegłem intruza poskromić, co by to nie było. A było to wielkości piłki, miało kolce, zwinęło się w kłębek i prawdopodobnie było mdłe i smakowało jak psina:
No i przylazło z Erlenwaldu.
Rozjaśniło się. Idę więc do Pabu soli szukać.
Miesiąc: Październik 2017
i po ziemniakach…
… krowiszony znajdą coś dla siebie:
Co prawda nasi zbieracze zawstydziliby dziki swoją skutecznością, ale trawy nie ruszyli. Niech zatem zwierzaki skończą.
A propos kończenia przez zwierzaki… Bobry chyba skończyły u mnie, a zaczęły u sąsiada:
I piękne żeremie postawiły, ale za ciemno było na zdjęcia. I tamę, i w ogole rzeźnia straszna się tam szykuje. Żołędzia zdjąłem z na wpół upitolonego dębu, zasadzę, może coś da się ocalić. A może nie.
plony
Ostatnim – chyba – plonozbiorem w tym roku były ziemniaki. Najsampierw z Młodym sprawdziliśmy, czy się da…
Ano da się. Jako że rok wstecz urobilim się z Aś po co nie powiem, to w tym roku skrzętnie skorzystaliśmy z możliwości zaproszenia Rodziny/Przyjaciół/Znajomych, by dwumiesięczne wykopki zamknąć w dniu pojedynczym:
I zamnknelim. Żeby nikogo nie pominąć tudzież miejscem poślednim w hierarchii nie urazić, Wszystkim przybyłym za pomoc dziękuję.
Po dniu intensywnym zapragnąłem uczczenia Święta Polnów, więc zabrałem dziewczynki do terminarium warmińskiego, które ktoś błędnie, a to z braku gorących źródeł, termami nazwał:
Sam również wypławiłem się za wsze czasy, licząc, że ciepłość wody skręt ogólny od gapienia się na elewator zniweluje. I chyba się udało.
Kolejny rok wegetacyjny minął…