wakacje cz.4

Poranna toaleta w Zanzibarze wygląda tak:

 No to pakujemy się i na południe. Ostatnia wieczerza na Łotwie:

 I pierwsza kawa na Litwie:

 Z atrakcjami w postaci prośby o przekazanie kluczy w Kownie. I to dało się załatwić, pod pocztą z której przy okazji wyekspediowaliśmy łotewskie pocztówki;)

 Czas na realizację planu zwiedzania:

 Eksponaty niezwykle realistyczne i jak dla mnie takie miejsce o niebo przebija dowolny ogród zoologiczny…

 Po prostu tutaj widać wszystko dokładnie i zdecydowanie więcej…

 Niż w zoo gdzie ze 100 metrów można zobaczyć jakiś kawałek lwicy… Byli i nasi dobrzy znajomi:

 Wreszcie zobaczyłem z bliska największego z niepozornych wojowników:

 Był też Anakondon:

 Młode Dziewczę i Morze:

 Wnętrze Pitona:

 No i rewelacyjna Latimeria:

 W sumie do tego Kowna to mi się do motyli chciało, choć Dojki nie znalazłem;)

 Berkut pokazał że też umie taj jak ta ze zdjęcia powyżej;)

 Nasyciwszy się tym co rzeczywiste, poszliśmy odreagować do piekła. Albo do diabła. I to niejednego:

 Niektóre wcale nie były straszne:

 A wręcz sprawiały takie rodzinne wrażenie:

 Przesympatyczne:

 I na mój obraz i podobieństwo miały brody;)

 Jakby to rzec po litewsku… Przodas:

 Dupas:

 i…

 Z ciekawostek architektonicznych najfajniejsze były lampy pod bankiem:

 No i fontanna wi-fi;)

 Posiliwszy się zebraliśmy się do kupy, w samochód i wracamy. Następny nocleg już w Polsce, po ciemku. Na leśnym parkingu…

 Jak się okazało 200 metrów dalej było pole namiotowe… A co tam. No i wróciliśmy:

 Tytułem podsumowania.

Zrobiliśmy w sumie 1500km. Koszt paliwa jakieś 300 zł. Śniadania i kolacje z prowiantu zabranego z PL, obiady knajpiane od 20 do 40 euro za 4 osoby. Pola namiotowe od 14 do 21 euro. Wydatki na parkingi, muzea, pamiątki itp: wedle uznania i indywidualnie. Ilość ludzi na plażach – bezcenna;).

Plan na następne wakacje: Estonio i Finlandio – drżyjcie;)

wakacje cz.3

Poranek zazgrzytał spięciem toaletowym. Cywilizowane ubikacje są w budynku recepcji. Budynek recepcji zgodnie z wywieszką jest czynny od 7 do 23. W nocy jak ktoś musi to może do zasranego po deskę tojtoja. O 7:20 zdecydowałem się na krok radykalny i załomotałem w szybkę. Obudzona pańcia stwierdziła, że ona pracuje od 8mej. Dopiero groźba nasrania pod drzwiami recepcji zmiękczyła ją na tyle, że budynek otwarła…

A tak poza tym to nie ma jak książka na wakacjach…

 No dobra, budzimy się, bo atrakcje okoliczne wzywają….

 A okoliczną atrakcją jest….

 No dobra, odwiedzimy Barona. Zacznijmy od lasu okalającego posiadłość. A las zaczniemy od… konia: 

 Lasem idzie się po kładce, która prowadzi nas do różnych drewnianych ciekawostek:

 Z lenistwa, usprawiedliwionego obecnością Najmłodszej, wybraliśmy trasę krótszą z pominięciem morza…

 A i tak fajnie, że było gdzie przysiąść krztynę…

 Nawet urynaria były rzeźbami oznaczone:

 Po lesie zajrzyjmy do domu Barona:

 A oto i sam Baron w zacnym towarzystwie;P

 Trofea myśliwskie…

 …czasem zaskakiwały brutalnością:

 Całość okraszona sporym telewizorem z kreskówką opisującą życie Karla Hieronima von Munchausen’a;)

Dla równowagi na piętrze muzeum figur woskowych:

 A na zewnątrz plac zabaw w kształcie okrętu:

 Nasyciwszy się tym miejscem postanowiliśmy obadać dzikie plaże łotewskie. Znalezienie takiej plaży polega na jechaniu polną drogą wzdłuż morza tak długo, aż trafi się na zgrupowanie samochodów z lokalnymi tablicami. Potem należy zaczekać na tłum i podążyć za nim, żeby wybrać właściwą ścieżkę przez las. I po jakichś 50 metrach wychodzimy na plażę, gdzie, jak to na Łotwie, tłumy plażowiczów…

 Była i Mała Syrenka:

 I tak do wieczora. Potem zebraliśmy się i cyknęliśmy jakieś 60km do Zanzibary, chcąc zdążyć rozłożyć namiot przed deszczem. Zdążyliśmy. Deszcz poczekał. A potem była noc, zakrywanie się kocem przed przeciekami z sufitu i takie tam atrakcje namiotowe;)

wakacje cz.2

Ryga. Jeszcze przed wyprawą ogłosiłem niechęć do podążania za tłumem w celu zwiedzania budowli sakralnych, uważając napawanie się morderczym kultem za niestosowne w czasie wakacji. Z całym szacunkiem dla innowierców oczywiście. Dlatego priorytetem ryskim były hale dla sterowców:

 Jebutna zaiste konstrukcja gdzie cały dach się otwiera na przyjęcie podniebnego potwora czy innego cepelina;) Jako że Hindenburg się zjarał, hale zostały przerobione na targowisko. Podobno największe zadaszone w Europie. Faktycznie, spore. Tym bardziej, że rozrosło się też na zewnątrz. I to niepowtarzalne wspomnienie zapachu gorącego powietrza wydobywającego się z kanału wentylacyjnego hali z rybami… mmmmmmmmmmm:)))

No to kawa i do Alkoholiska na zakupy:

 A potem na zwiedzanie miasta. Pierwsze co rzuca się w oczy to podejście do bezdomnych kotów. W Polszcze wyłapuje się toto i ładuje do więźnia o nazwie schronisko. A i tak jest to walka z wiatrakami. W Rydze są za to hotele dla kotów:

 W efekcie nie widziałem ani jednego bezdomnego kota. Domnego zresztą też nie. Ale rzuciły się w oczy inne smakowite widoki:

 No i osławiony Koń Ryżański:

 Nie mam pojęcia o co chodzi z tym koniem, ale motyw pojawiał się wielokrotnie. 

Pojawiały się też inne ciekawostki. Niby nic, taki słupek ograniczający ruch, a ile frajdy daje:

 No ale kaczka to już gigant:

 A mrówki to chyba z Karbonu sprowadzili…

 Niby przypadkiem trafiliśmy na wyszynk pierogów. Pelmeni to podobno jakaś narodowa potrawa jest. Faktycznie dobre, tanie i cały czas kolejka w knajpie. Polecam ryskim turystom – idźcie za tłumem a traficie;)

 Najedzeni opuściliśmy miasto i rozejrzeliśmy się za bazą na następny nocleg. Nazwa za trudna żeby wymówić, ale do plaży 80 metrów od namiotu. A plaża….

 Boszzzzz, muszę coś z tym brzuchem zrobić. Zakryć czy coś… Na plaży jak to zwykle bywa, tłumy:

 Bo tak sobie skojarzyłem z polskimi plażami w sezonie. Tutaj największa frajda to te kamienie:

 Po plaży czas na rozłożenie obozowiska….

No i najlepiej udać się na niezasłużony odpoczynek, bo jutro…

 

wakacje cz.1.

Skodo nadzieja na zabranie Młodej na wakacje upadła, trudno, jedziemy bez niej.

W dniu wyjazdu, przerażony ilością zgromadzonego bagażu, na szybko zamontowałem na dachu wodolot:

 I ruszyliśmy. Plan był dotrzeć do Kowna. Po drodze jakiś kawałek zagubionego w lesie jeziora żeby Najmłodsza się nie zniechęciła. W Suwałkach wymiana pieniędzy na walutę europejską i wjazd na Litwę. Pierwszy planowy nocleg na jakimś przydrożnym parkingu – ot tak, zwyczajnie, w samochodzie:

 Noc niewygodna jak diabli, dlatego pobudka przedwczesna i szybka zmiana planów: zostawiamy Kowno na drogę powrotną, ciągniemy w stronę Rygi. Po drodze przerwa na litewskie strusie:

 …i poranną toaletę:

 Całe szczęście, że humory dopisywały, w przeciwieństwie do toalet na litewskich, unijnych parkingach:

 Są schodki, jest zjazd dla inwalidów, jest i wybrukowany placyk na którym można się wysrać. Jakie to mickiewiczowskie…

Dalej na północ, presja morza wygrała z presją miasta i chybiliśmy nieco Rygi na rzecz Jurmali. Wreszcie u celu: Morze Bursztynowe:

 Nadmienić należy, że chybiliśmy też bramek wjazdowych na teren kurortu. Spodziewając się jakiejś chryji z powodu braku opłaty umieściłem za szybą numer telefonu, żeby nie było, że chybienie było zamierzone. Ale jedyny telefon jaki miałem podczas pobytu w Jurmali dotyczył, jak się później dowiedziałem, byczków…

Nacieszywszy się plażą i deptakiem, gdzie spożyliśmy obiad w jedynej knajpie oferującej polskie menu, poszukaliśmy noclegu. Padło na kemping Zanzibara. Miejsce urokliwe…

 i gościom przyjazne, zarówno jeśli o ceny chodzi, jak i zaplecze. No to kolacyjka:

 i na plac zabaw:

Plac zabaw z powodu modernizacji nieczynny od 7 do 19tej, ale byliśmy później więc Młoda miała frajdę. A potem spać, bo na drugi dzień Ryga.

odwiedziny

Najmłodsza nieustannie odwiedza tygrysy. Na tyle skutecznie, że można je traktować jako oswojone:

 Czasem próbują się też udomowić, ale nie patrzę na to przychylnie. Jakiś syndrom litweski mam (o tym niebawem;))

Niespodzianką która przesunęła trochę nasz wyjazd na wakacje były odwiedziny Młodej z jej matką. Dane mi było przez całe dwie godziny cieszyć się obecnością drugiego dziecka:

Niestety zostać nie chciała lub nie mogła. Szkoda. Cieszę się, że choć na chwilę była.

No to zaczynamy relację z wakacji.