knajpa pod swierkiem

Jak widac wyszynk dziala cala para:

A gdy slonce wschodzi ponad horyzont, widac ze nadszedl czas zamrozu:

Jednym slowem najlepszy czas na wycieczke do lasu…

Ale po nacieciu brzozek tak do polowy bagaznika po prostu padlem. Praca jakby nie bylo meczaca, drwal to musi miec kondycje. Co nie zmienia faktu, ze mimo temperatury na poziomie -8 stopni wcale a wcale nie bylo mi zimno. Wrecz przeciwnie.
Czeka mnie jeszcze dzis poszatkowanie urobku i pewnie na tym dzien sie skonczy. Pojechalem do "miasta" zatankowac drzewolamacz i po piwo. Zatankowalem tylko piwo (no po przedpoludniu na wyrebie nalezalo mi sie;)), bo na stacji kolejka na godzine stania. Cena paliwa atrakcyjna, bo wyprzedazowa, a wyprzedazowa, bo od 1go stycznia zamykaja ta stacje. I trzeba bedzie jezdzic do Lidzbarka, bo tam najblizej mozna placic karta. No i dlatego tutaj sa takie kolejki. A stac mi sie nie chce, trudno.

Red Nenar

Czwartek jest tutaj dniem targowym. Udalem sie wiec na "rynek", jak w lokalnym slangu nazywa sie tutaj targowisko. Poslinilem sie nad takimi fajnymi gumiakami za 65zl, ale ze moj budzet nie przewiduje na razie zakupu takiego obuwia, otarlem usta i kupilem to co niezbedne. Mianowicie kantar dla Nenara. Nenar w czerwieni wyglada tak:

Zdaje sobie sprawe, ze nie jest to zbyt "meski" kolor, ale biorac pod uwage wzgledy praktyczne, dla tego zboja to jedyny sensowny wybor – jak zgubi, bedzie latwiej znalezc w trawie lub sniegu.

Poza tym prawie bez zmian. Od J dowiedzialem sie, ze jestem menda, bo alimenty poszly na konto na ktorym zrobila debet. I nie moze ich przepuscic. Co prawda uzasadnila to tym, ze chciala isc z mlodym do ortodonty, ale jakos w to nie wierze. Jakbym jej nie zwrocil uwagi na stan uzebienia dziecka to jej by do glowy nie przyszlo zajrzec mu do buzi. Spoko, miesiac musi zaczekac, ja z nim pojde. I do dentysty, i do urologa. Skads kase na to wziac musze, skoro "matka" potrzebuje alimenty na wygodne zycie.

Godfather

Wigilia byla i minela. I dobrze, bo wiadomosci byly marne. Matka schrzanila cos w papierach i dostalem wezwanie do agencji celem wyjasniania. Nie chce mi sie nawet opisywac kurwicy jaka mnie ogarnela. Bo wszyscy wokol dostali juz wyplate, a ja czekam jak glupi. Niewazne.
Dzis byla zrywka o 3ciej, w samochod i heja do centrum. Z nie do konca legalnymi papierami. Na szczescie dzieki zapominalstwu zainteresowanego rodzica okazaly sie byc niepotrzebne. Wiec jest legal;)
Jak ktos zrobi 300km w 4 godziny i wie ze za 4 godziny zrobi nastepne 300km w 4 godziny, a w dodatku odnosi wrazenie, ze znajduje sie w niewlasciwym miejscu o wlasciej porze, to moze zalapac sie na zdjecie roku:

Ale normalnieje sie wraz z uplywem czasu, i wyglada sie jak przyslowiowy tytularny z dziela Mario Puzo:

No i dobrze. Tak pokreconego chrzestnego Natalia Liliana dlugo nie zapomni;). Vaja con Dios, Natka:)

budowanie zaufania

No bo przeciez nie chodzi o to, zebysmy sobie sprawiali bol, prawda? Mam wlasnie okazje budowac zaufanie poprzez nawiazywanie kontaktu praktycznie od zera. No dobra, dzis zaczalem od "konca":

Zostalo to potraktowane ze stoickim spokojem. Oczywiscie nie odwazylbym sie na taki numer z doroslym koniem, bo nie znam ich wystarczajaco dobrze, albo inaczej – znam je wystarczajaco dobrze, zeby nie probowac takich numerow. A w tym konkretnym przypadku Jawa co najwyzej probowala sie zabawowo odgryzac:

Pogoda nie sprzyja robieniu zdjec. Ale posiedzialem u koniowatych przeszlo godzine, trzeba bedzie wprowadzic to w rutynowy zakres obslugi zwierzakow.

alkoholizm jako sposob na zycie

Tak sobie dumam od wczoraj, bo mnie wspomnienia naszly. Ojca sobie odpuszcze, bo w sumie niewiele o nim wiem i o pobudkach jakie predestynowaly go do picia. Choc domyslac sie moge…
Moja zona, jeszcze zanim wzielismy slub, raczyla zdradzac mnie z synem wlasciciela stadniny koni. O ktorym wiadomo bylo, ze jest alkoholikiem. Jak sie wydalo, zapytana dlaczego to robila, odparla, ze chciala mu pomoc… Jak 3 lata temu wyjechalem za granice, zeby ratowac to na co przez lata pracowalem, moja zona zaczela pic. I uwaza, ze to ja usprawiedliwia w kwestii puszczenia calego naszego majatku, puszczania "sie" przy okazji tez.
Jakis czas temu jak bylo do zebrania siano z pola, chcialem jechac sam zeby to zebrac bo nie bylo rak do pracy, bo Jozin pil. Matka sie na mnie wydarla, zebym sie nie wazyl, bo jeden jej wstyd przynosi, bo pije, a ja wstyd jej przyniose, bo pojade zapieprzac sam jak jakis glupi. Zostalem postawiony na rowni z gosciem ktory ma wszystko w dupie bo pije, tylko dlatego, ze chcialem ocalic przed deszczem siano dla zwierzakow.
Zeby bylo smieszniej, jak stwierdzilem ze nie bede zyl dluzej wedlug planow matki, to nagle ocknela sie, ze Jozin nie byl taki zly, a to ze pil, to byl jego krzyk o pomoc wlasnie do niej, a ona go skrzywdzila, bo tego krzyku nie sluchala. To juz nie bylo istotne, ze to wlasnie matka zrobila na niego nagonke o to picie…
A teraz ogolnie. Jak ktos pije, to robi sie dookola niego mlyn, rusza sie GOPSy i MOPSy, zeby taka osobe z nalogu wyciagnac. Pojawia sie rodzina i przyjaciele, ktorzy splacaja dlugi takiego ktosia, pilnuja zeby mial co jesc, pic, mial gdzie mieszkac… No i prace mu sie zalatwia, zeby wyciagnac z nalogu, podczas gdy od cholery ojcow rodzin musi byc na zasilku. Ba, a jak ktos kogos po pijaku zamorduje, to fakt bycia pod wplywem alkoholu jest traktowany jako okolicznosc lagodzaca i mamy na przyklad 12 lat, zamiast 25 dla trzezwego…

Wychodzi mi na to, ze ja jakis po prostu nienormalny jestem. Bo zapieprzam, starajac sie powiazac koniec z koncem i wyprostowac rzeczy w ktore dalem sie wmanewrowac. Wzamian slysze, ze jestem nieodpowiedzialny, ze mi nie zalezy, ze mam wszystko w dupie i ze na pewno sobie nie dam rady.
Gdybym byl normalny, pieprznalbym tym wszystkim w cholere i zaczalbym pic. Zaraz zrobilby sie dookola mnie mlyn, bo przeciez jestem "chory" i trzeba mi pomoc, zaraz znalezliby sie chetni, zeby rozwiazac za mnie moje problemy.

Coz wiec, do kurwy nedzy, powstrzymuje mnie przed piciem?

dzielnosc terenowa

Dzis dzien pod znakiem wyprawy do lasu. Testowej, czy aby drzewolamacz sobie poradzi w terenie zimowym. No i o dziwo, poradzil sobie. Zarowno na pusto, jak i z bagaznikiem pelnym brzozy. Dopiero przy wyladunku udalo mi sie go skutecznie zakopac:

Po godzinie prob i bledow (wiecej bledow) dalem sobie spokoj i poszedlem po traktor. Efekt byl natychmiastowy, a jedynym swiadkiem zaistnialej sytuacji ten oto slad:

Potem przyjechal pan Blazej po worek owsa. A potem soltys po tone zyta. A koles po honde nie przyjechal. Tez dobrze.

wiatka2

Wiajalo z rana, co nie przeszkodzilo mi dokonczyc wiatke. Zrezygnowalem z pierwotnej opcji wykonania daszku ze zrzynow – raz, ze przyciezkie by to bylo, dwa, ze w koziarni byloby ciemno jak w przyslowiowej koziej dupie;). Celem ograniczenia kosztow do minimum wykorzystalem to co mialem: 9 zrzynow (6 na stelaz i 3 na docisk) i rolke strecza. Efekt piorunujacy:

Przed zerwaniem przez wiatr zabezpieczaja calosc otwory wentylacyjne, no chyba ze bedzie porzadnie wialo, ale to juz matki natury decyzja. Gdzieniegdzie moze podciekac na to drewno, ale to wilgoc zaniedbywalnie mala w porownaniu z tym co bylo. No i jest przewiew i jasnosc kozy widziec beda:)

zimowy swit

Padalo, padalo i napadalo. Poranek rzesko sloneczny, choc rano uzylem na jego okreslenie zdecydowanie innego slownictwa. Co nie zmienia faktu, ze doceniam to co mi Matka Natura oferuje:

Koniowate odkryly swoje slowianskie korzenie i udaly sie na badanie chramu, ktory im wczoraj udostepnilem:

Nie spodziewalem sie, ze bylo tam AZ tyle trawy do zezarcia! Korzystajac z ich wyprawy badawczej, zawiozlem im drugie sniadanie:

Tymczasem na gumnie pies odkryl swoje z kolei podhalanskie korzenie:

Powiedziec o psie ze jest bialy, to ublizyc bieli sniegu. Ale nie ma co byc drobiazgowym, w koncu czern to najciemniejszy odcien bieli:)