leśne runo

Sezon na grzyby w pełni. Osadźca przytargał wczoraj wiaderko tego cudzożywnego plugastwa;)

Wśród leśnego runa znaleźć można też poziomki, jagody, borówki, granaty moździerzowe…

Nadarza się okazja bezkarnego wykręcenia 112. 

ósemka

Młodej niedawno ósemka księżycowa stuknęła. Była świeczka:

Była wyżerka przez siostry klanowe samodzielnie przygotowana:

Była przemowa:

Były tańce i hulanki:

zakończone uwięzieniem Anki:

Negocjujemy chrzest. Zobaczymy jak kapłani katoliccy się ustosunkują do nietypowej sytuacji.

agrowięzienie

Temat więzień w Norwegii został przez turystów poruszony. Że to taka agroturystyka jest. I że może warto by u mnie coś takiego uskutecznić, czyli jakby ktoś chciał zobaczyć jak jest w norweskim więźniu, to mogę to zaimprowizować.

Na przykład jaskółki małe:

Jeszcze wolne, ale mogą skończyć jak u Stana Borysa…

Turyści dobrowolnie się więżą? więźniują? na sianie w stodole i książki przy latarce czytają:

Że niby pogoda ich tam uwięziła. Coby bardziej po norwesku było, trzeba urozmaicić i rozrywki dodać, choćby w postaci małej owsianki? owsianicy? No piaskownicy z owsem znaczy:

Więźniom należy zapewnić ruch na świeżym powietrzu, w czym wprawia się poganiaczy niewolników od lat najmłodszych:

Oczywiście trzeba agrowięźniom zapewnić jakieś sensowne warunki na „stołówce”, czy jak to się tam w grypserze nazywa. Zacznijmy od świeżo wykonanych ławeczek:

Oczywiście wyżerka musi być na poziomie, nie można się ograniczać do chleba i mleka jak dla emerytów. Więzień żywiony zacnie być musi i już:

Trzeba zadbać o bezpieczeństwo, czyli uniemożliwić więźniom oddalenie się poza agrowięzienie, i oczywiście uniemożliwić wchodzenie do miejsc zakazanych. Bo mogą się tam skaleczyć lub nieprzyjemnego zapachu zaznać, co mogłoby spowodować ich niezadowolenie. Można to zrobić pozbawiając ich obuwia kupą kupy, czy jak kto woli łajna:

Po długim dniu w odosobnieniu, więźniów skazanych na moje, znaczy się, cytując Herberta von Karajana, dyrektora tego agrowięzienia towarzystwo, należy nakarmić i napoić aż do upojenia włącznie. Po czym nagrać i jako publiczne ostrzeżenie upublicznić:

http://www.youtube.com/watch?v=vDVhedLCfEk&feature=youtu.be

No bo tak strasznie pobyt w agrowięzieniu przebiega!

zaskoczenie

W związku z niepokojem co poniektórych Abonentów – uspokajam: wszystko w porządku, a brak wpisów na blogu spowodowany jest nieprzystającym do wiejskiej sielanki brakiem czasu. Na cokolwiek. Niemniej jednak mam czas na bycie zaskoczonym troską Abonentów – taki wieczorny telefon to na prawdę miła rzecz:) Dziękuję:)

Czas zatem, zgodnie z obietnicą, uaktualnić nieco wydarzenia agronautyczne. Otóż z rozmachem zaplanowaliśmy weekendowy wyjazd do Kosakowa i satelit typu Kętrzyn. Rozmach skończył się intensywnym koszeniem i wypadem do Węgorzewa:

I tyle jeśli o plany chodzi, bo zapowiedzieli się turyści znienacka, a właściwie to ze stolnicy. Trzeba zatem wracać. Po drodze przygoda związana ze złapaniem gumy i brakiem lewarka, poszło w miarę sprawnie, więc pominę ten horror.

Przygotowania do przyjazdu turystów polegały na kapitalnym remoncie domu, wysterylizowaniem go do stanu w którym w dowolnym kącie można prowadzić operacje na otwartej jamie brzusznej. Tak, wiem, to moje subiektywne odczucie na temat tego co kto inny może określić pobieżnym ogarnięciem. Całość okraszona powieszeniem hamaka,po którym wiele sobie obiecywałem, a w sumie to tylko młoda się w nim mieści…

Pogoda ostatnio jest katastrofogenna, aczkolwiek formująca się trąba powietrzna poprzestała na uformowaniu górnego leja i poszła sobie gdzieś na Janikowo…

Z braku warunków do opalania się i leniuchowania staram się urozmaicić turystom czas zadaniami specjalnymi typu złapanie cielaka na okoliczność przybycia weterynarza. Wyszło różnie więc zarządziłem treningi na sucho które poszły całkiem nieźle:

Nie obyło się bez obowiązkowej jazdy konnej, choć w okrojonym wydaniu:

W nawiązaniu bliskich spotkań z glebą po wejściu na ogiera naczelnego przeszkodziła wspomniana wyżej trąba. Skończyło się na kilku przewieszkach i ucieczce do domu. I tak bywa. 

po burzy

Kilka dni temu przybył głodny wiatr. Na szczęście obyło się bez trąby powietrznej. Nie mniej jednak takiego zjawiska to ja tu jeszcze nie widziałem: pędząca wzdłuż domu biała masa przy akompaniamencie ryku startującego odrzutowca. Obserwowaliśmy przelatujące za oknami krowy… eeee, no dobra, trochę się zagalopowałem. Niemniej jednak prowiant był spakowany, latarka w garści, piwnica przygotowana. Skończyło się zaniedbywalnie małymi stratami. Ot, kasztan stracił kilka konarów…

jakąś tuję wyrwało z korzeniami…

kawałek dalej złamało brzozę.

A potem nastał czas masakry piłą łańcuchową, bo przyjechało szwagrostwo i zapragnęło sobie pociąć. Trzeba się bowiem przygotować na zapowiadany przez Indian koniec świata;p Wczoraj był dzień lipy:

Oczywiście należało wykorzystać młodzież do zbierania herbaty:

W efekcie wyjście na gumno jakby się rozjaśniło:

Szwagier grozi, że dziś robimy kasztana…