Przyszedł jakiś nicpoń i wykonał mi kurogeddon:
I tak w wszystkimi oprócz koguta, który zwiał pod dom. Nie wiedząc, co się święci, opieprzyłem koguta i wpuściłem na wybieg – jeszcze noc była. Jak noc przeminęła, przeminął też kogut. Stan żywych kurwiszonów na dzień dzisiejszy wynosi więc zero. Podejrzenie początkowo padło na tchórzokunę jakąś, ale zeszło na lisa. Jakoś nie mam motywacji, żeby kilka nocy pod rząd czekać na tego zbója, niech pozbiera co zabił. A potem postawię mu psa pod kurnikiem (po odtworzeniu stanu żywych kurwiszonów). A jak to nie wystarczy i jakoś wpadnie mi w ręce, rozprawię się z nim nowym nabytkiem, dedykowanym do eksterminacji takich hultajów:
Albo zwyczajnie bydlaka zastrzelę…