przemiana Karola

Fotorelacja? Niech będzie. Bo pisać jako tako mi się nie chce – mam świadomość, że muszę opisać rozwodowe potyczki, a temat jest trudny, więc odwlekam. Co się odwlecze, to będzie później. A teraz będzie o jedzeniu.

Pod kątem zwierzaków zakupiłem dziesięć metrów ziemniaków:

Miara zwyczajowa, pewnie określa stopień ugięcia się paraboli resorów po średnicy wykluczeni. Nieważne. Ważne, że miały to wpieprzać bro:

ale lepiej wchodzi toto owcom. W sumie – takie parowane to całkiem niezłe są. Ziemniaki, nie owce. Chociaż…

Nastał czas zmian i testów. Pojechaliśmy z Karolem przetestować gucińską ubojnię.

O dziwo, Karol podszedł do tego ze spokojną rezygnacją. Niestety, normy unijne* i długa kolejka oczekujących nie pozwoliła mi towarzyszyć mu do samego testu, ale wierzę, że był dzielny. Odebrałem go z testu nazajutrz, zmienionego nie do poznania…

Nie ma się co rozczulać, trzeba zająć się, hmm, karoliną? Ciachu, ciachu, chlastu, chlastu i pierwsza testowa partia białej parzonej:

Mieszana z klempiną i świniną no name. Dobre. A potem wędzenie do wieczora. Przy akompaniamencie wrzaskliwych miauków jednego dezertera:

Kociak ewakuował się z obory do stodoły i teraz Tania musi biegać z mlekiem między dwoma budynkami. Ot, narozrabiała… kocina? Nie, raczej kotek.

Bredzę, chory jestem tak jak dawno nie byłem. Ebola? Zaraz walnę jabola…

 

__________

* – Zgodny z przepisami, humanitarny ubój wygląda tak: pakujemy zwierzaka na samochód, wieziemy przez dwie godziny do ubojni, rozładowujemy, tam czeka w kolejce wśród kwiku zarzynanych świń przez (w tym przypadku) 5 godzin, następnie zostaje zagoniony na stanowisko ubojowe, unieruchomiony, porażony prądem/ogłuszony Radicalem (poprzez zmiażdżenie kości czaszki), a następnie wykrwawiony przez poderżnięcie gardła. Następnie rozbiór tuszy, badanie, chłodnia, kasa (40zł za usługę i 100zł za transport), papier o legalnym uboju i do domu. I to jest OK.

– Niezgodny z przepisami, niehumanitarny ubój wygląda tak: izolujemy zwierzaka od pozostałych, dajemy mu coś dobrego do żarcia i w chwili gdy jest najbardziej zaabsorbowany owsem strzelamy mu w głowę niszcząc mózg, podrzynamy gardło i wykrwawiamy. Dzwonimy po weterynarza i w międzyczasie zaczynamy rozbiórkę. Weterynarz bada wymagane elementy, dostaje działkę w naturze, resztę przenosimy do domu, całość trwa jakieś 2 godziny, pozostaje jeszcze załatwić papiery, na co mamy 7 dni. I to nie jest OK.