Jakoś w tym roku nie zdążyłem zaplanować zasiewów. No bo to było tak, albo odwrotnie: Sąsiadom coś tam zaorałem, potem przetalerzowałem, a jak miałem talerzówkę założoną, to i u siebie coś tam machnąłem. Potem to co stalerzowane postanowiłem im normalnie przebronować, a jak już miałem bronę założoną, to i sobie machnę. No to machnąłem. W sumie jak już mam zabronowane, to bez sensu potem robić to raz jeszcze, to wsieję coś. Najlepiej to co mam do wsiania i coś jeszcze. No to wsiałem. Kurde, jak już wsiałem to może by to broną i wałem… ale przyjechał Listonosz z drewnem i mi przeszło. Rzut oka na pogodę, dziś o 14tej ma lać. Kurde, no to trzeba przed deszczem to wszystko cyknąć. No to pojechałem i cyknąłem to:
tym:
I nie wiadomo kiedy okazało się, że siew tegoroczny mam z bańki:) Przy okazji zleciały się, o dziwo rybitwy jakoweś, białe z czarnymi czapkami. Zastanawiałem się skąd takie cudaki się tu wzięły, ale jak na drugim polu zobaczyłem parkę kruków a w tle łabędzie, to obecność cudaków wytłumaczyłem sobie mezaliansem międzygatunkowym: białość i zamiłowanie do wody po łabądkach, a czarne czapki i zamiłowanie do robaków po krukach. I to wszystko do wtóru czajczych pokrzykiwań przy budowie gniazd:)