oddech byka

Byśków przybywa. Do niedawna cielaków stado naturalne składało się z Kanalii, Lejka, XXRudej i Wiewiórki:

Ale przybył Miłosz:

Teoretycznie miał dołączyć do stada sztucznego, ale na razie przyjął się w naturalnym i zobaczymy co z tego będzie. Pięć gelaufenów na trzy matki karmiące to dużo ale nie tragedia.

Natomiast Oczek bez litości został zawieziony do stada sztucznego:

Razem z Buźką, Gamoniem i Kajtkiem dbają o odpowiednią ilość ubrań do prania. No bo przecież po jedzeniu trzeba się o kogoś wytrzeć…:/

Żeby ułatwić sobie prace gospodarskie w dziedzinie karmienia grodzimy z Osadźcą teren dla roczniaków:

Trzeba jeszcze uzbroić wybieg w drut kolczasty i pastucha, następnie wsadzić tam balota i wypuścić byki. Jeśli ogrodzenie ma słabe punkty, to one je znajdą i … wolę nie kończyć.

Dopóki oddychamy mamy nadzieję.

epoka kamienna

Zaistniała potrzeba pozyskania kamieni. Otoczaków lub grubego żwiru. Żeby wysypać taras i podmurówkę dookoła domu, zrobić plażę nad stawem i może trochę utwardzić wjazd.

Zadzwoniłem do dostawcy menhirów z sąsiedniej wsi. Zaproponował mi żwir 16-32mm w cenie 130zł/t jeśli wezmę 10 ton. Bo grubszego nie ma bo idzie od razu na kruszarkę. Podziękowałem, za drobny. Że za drogi to nawet nie wspomniałem. 

Pojechałem do żwirowni w Stoczku. Właściciel pokazał mi co ma, wybrałem sobie takie coś:

Szukając odpowiedniej grubości kamieni jeździliśmy po całej żwirowni mastodontem Flinstona:

Flinston zadzwonił gdzieś, żeby ustalić cenę transportu – za 10 ton z transportem na podwórko wyszło 700zł. Cena jak najbardziej do przyjęcia, zwłaszcza w porównaniu z konkurencją.

Nazajutrz dzwoni telefon, wyświetla się… dostawca menhirów. „Gdzie to mam przywieźć?” warczy. Tłumaczę, jednocześnie dumając nad ironią losu. Zajechał, wywalił, wziął kasę i obrażony odjechał, pozostawiając mi na podwórku rzeczone kamyki:

Ot, chytry dwa razy traci, jak mawiają. On nie zarobił, ja zaoszczędziłem.

czas demonów

Podkusiło mnie i pojechałem do sąsiada po baloty. Ciągnikiem. Dwa razy, bo po dwa. Przy okazji sąsiad pokazał mi Demona:

Syn mu przywiózł z Anglii. Demon ma 8 miesięcy i stosowny do rasy temperament. A że sąsiad nie potrzebuje psa z temperamentem, a na łańcuch go szkoda, to Demon jest do oddania. Z tego samego powodu i ja go nie wezmę, choć kusi, bo psiak jest kapitalny. Ale wymaga czasu, cierpliwości i potężnego kija, a ja mógłbym mu zaoferować co najwyżej to ostatnie, więc… jeśli ktoś potrzebuje typowego zaprzęgowca z demonicznym spojrzeniem, to brać.

Umówiłem się z listonoszem na tankowanie. Na 3cią. W nocy. Nie ustaliliśmy dokładnie, o jaki czas chodzi. Stary, nowy czy może ten na stacji benzynowej. W efekcie wstałem o 1:30, wyjechałem o 2giej, wróciłem, wyjechałem o 3ciej i czekałem na listonosza, który zaspał. Pojechaliśmy, zatankowaliśmy, wróciliśmy. Z kraju gdzie Miedwiedjew wyprostował czas i jak ktoś się umawia na 3cią to jest tylko jedna trzecia.

Zaplanowany miałem wyjazd do M po baloty i kantówkę. W zamian za śrutę, którą robiłem przez pół dnia. Wyjechałem ciągnikiem na drogę i czekałem na Osadźcę. Nagle ciągnik zaczął przerywać i w końcu zgasł. No tak, od dwóch dni zacząłem zamykać kranik paliwa. Wypaliło więc wszystko z przewodów i pompy i zdechło. Jak próbowałem odpowietrzyć i zapalić, to wykończyłem akumulatory. Akumulatory pod prostownik i pojechaliśmy ładzianką. Z samą śrutą i nadzieją na kantówkę. Kantówka była, ale za gruba. Trzeba przeciąć na pół, więc nie weźmiemy,dopiero w poniedziałek M ją przetnie na traku. Wróciliśmy. Podłączyłem podładowane akumulatory, ciągnik odpalił i wtaszczyłem go na podwórko.

Na logikę miało to sens. Dzień wcześniej przywiozłem baloty, więc zwierzaki z głodu nie umrą. Gdybyśmy pojechali ciągnikiem, to i tak nie przywiózłbym kantówki, więc wyprawa zakończyłaby się sukcesem połowicznym. Ciągnik padł pod domem a nie na skrzyżowaniu pod Górowem… więc… wszystko się dzieje po coś.

wiosenna inżynieria

Oprowadziłem Osadźcę po włościach. Bobry postawiły nową tamę:

Wskutek tego światło dzienne ujrzała tama będąca poniżej:

Prace na odwodnionym terenie trwają:

O ile bobry zatraciły się w robocie, o tyle krowiszony oddają się beztroskiej sielance…

…przerywanej czasami bezpośrednim spożyciem mleka:

Ponieważ wszystko się kręci, zostawiłem Osadźcę w majątku i postanowiłem oddać się celom wyższym…

Nie zapominając rzecz jasna o swoim wieśniactwie i akcentując je stosownym obuwiem….

osadzony

W zeszłe wakacje wspominałem Tomarodze, że potrzebowałbym kogoś osadzić na zimę w majątku, żeby doglądał zwierzyńca. Zima co prawda minęła, a wraz z wiosną zawitał mi na gumno hippisowóz:

Kolega Marek Z. przywiózł kolegę Marka Ż. jako kandydata na… osadźcę. No i hippisowóz odjechał uboższy o dwóch pasażerów…

Osadźca został osadzony i zobaczymy co z tego wyjdzie.

mur bankowy

Od jakiegoś czasu w mBanku wiszą moje papiery na przeniesienie karty kredytowej. Z Citibanku, gdzie mam bolesne oprocentowanie na poziomie 24. No to postanowiłem przenieść, bo mB wyszedł z propozycją 21, przez pierwsze 3 miesiące 0, a potem scalenie wszystkich kart w jedną i 17.

Zadzwoniłem więc do mB, co tam słychać. Ano nic, papiery wiszą, może dziś coś będzie wiadomo. Mur beztroski jednym słowem napotkałem. 

Porąbałem sobie trochę drewna, poukładałem je od razu w mur – a jakże;)

Chwiejny taki trochę. Olśniony tą chwiejnością zadzwoniłem do Citi z informacją, że mam fajną ofertę i zamierzam ich opuścić, chyba, że o mnie powalczą. W trakcie jednej rozmowy telefonicznej oprocentowanie mojej karty spadło z 24 na 14,xx i umarła na zawsze opłata roczna. Mur skruszał…

Zobaczymy, co na to mB?

 

A Wacek sobie krów nie porucha:( Zeszło mu się… pod ziemię:/ Do Welesa na obiatę.

trądzik bydlęcy

Z westchnieniem nostalgii przypomniałem sobie szkołę… maść ichtiolowa… łupki bitumiczne… No bo u sąsiada jednemu byśkowi trądzik jakiś młodzieńczy wyskoczył na policzku koło żuchwy i drugi na szyi. Udałem się tam wiedziony wrodzoną ciekawością i chęcią niesienia pomocy… pffffffffffffff, he he he;) Dobra, chciałem się znów poczuć jak amerykański komandos, jak filmowy seal zakrzyknąć „do tego mnie szkolono”:D. Do rzeczy. Sąsiad byśka obezwładnił, ja mu otwartego syfa wypłukałem i wymiąchałem (byśkowi, nie sąsiadowi;)- grzebanie palcem w otwartej ranie – bezcenne), całość zaklajstrowaliśmy drażniącą maścią i zobaczymy co się stanie. Trądzik po zaopatrzeniu wygląda tak:

 

Ciepło tam w środku, znaczy się organizm walczy. Całe pół tony byka znaczy się walczy. Będzie dobrze.