łososiowi gliniorze

Wczorajsze sniadanie – gofry z bita smietana:

W sumie niezly pomysl, widzac jak po tym zjedli obiad…
Jeżyk zakonczyl kare:

Natomiast mlodziez poszla na ryby – z wiadrami:

Ostatnie deszcze podniosly poziom wody w stawie i sie przelewa, cojest bezecnie wykorzystywane jako okazja do wedrowek jesiotrow? pstragow? lososi?…

A nieeee, to karasie plywajace w trawie. No bo przemieszczeja sie w dol rzeki. Dzieciaki przeprowadzily selekcje – czesc dla kotow, czesc na dol do "jeziora" powstalego z rowu melioracyjnego i czesc na gore z powrotem do stawu.
Przy okazji odkrylismy poklad gliny. Gownianej, bo przemieszanej z jakims ilem i konskim guanem, ale zrobila sie z tego cala wyprawa:

Ostatni dzien wakacji. Leje:/

Wrześniowe słońce

<!– /* Style Definitions */ p.MsoNormal, li.MsoNormal, div.MsoNormal {mso-style-parent:""; margin:0cm; margin-bottom:.0001pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:12.0pt; font-family:"Times New Roman"; mso-fareast-font-family:"Times New Roman";} @page Section1 {size:595.3pt 841.9pt; margin:70.85pt 70.85pt 70.85pt 70.85pt; mso-header-margin:35.4pt; mso-footer-margin:35.4pt; mso-paper-source:0;} div.Section1 {page:Section1;} –>

Zapowiada się piękny dzień. Przeciągam się z lubością i kończę noc. Snów nie pamiętam, ale były dobre. Trzeba wstawać, już widno. Poranna kawa, kanapka z miodem. Szybkie oporządzenie zwierzaków i do wieczora mam wolne. Powoli przebieram się, smakuję tę chwilę. Wysłużone skórzane spodnie, prawie nowe buty. Chustka na szyję, może nie będzie za zimno. Portfel z dokumentami w wewnętrzną kieszeń kurtki, jeśli po drodze złapie mnie deszcz. Przecieram wyczyszczoną po ostatniej jeździe szybkę, kluczyki w zęby i do garażu. Czuć jesień, wilgotną, kolorową i chłodną. Przed garażem błoto. Powoli wycofuję Helgę, zapalam na ssaniu. Czekając aż się nagrzeje, zakładam kask, rękawice. Też już mają swoje lata, ale lubię je. Zduszam ssanie i powoli, powoli ruszam, żeby nie ujechać na błocie. Staję na chwilę na podnóżkach, żeby dopasować pozycję. Zatrzymuję się przed asfaltem. W prawo czy w lewo? Niech będzie w prawo. Pierwsze kilometry po dziurawym i łatanym przez lata asfalcie – powoli, niech się zagrzeje serce Helgi. Jedno skrzyżowanie, drugie, już jest lepsza nawierzchnia. Można szybciej. Dochodzę do 90ki, więcej nie, bo las. Mijam coś, co kiedyś było kuną, a może łasicą, zwalniam. Nigdzie się nie śpieszę. Unoszę się trochę przejeżdżając przez tory, zostaję chwilę w tej pozycji uśmiechając się do wiatru  wpadającego do kasku. Mijam białą tablicę, drażnię kierowcę fiata jadąc pięćdziesiątką. Wyprzedza, by po chwili skręcić w osiedlową uliczkę. Wzruszam ramionami. Rondo, zamiast skręcić od razu w prawo najpierw objeżdżam je dookoła. Ale bez iskier. Wyjeżdżam za miasto, przyśpieszam do sensownych czterech tysięcy, żeby nie dusić silnika. Sześciocyfrowemu przebiegowi należy się szacunek. Składam się z zakrętu w zakręt, staram się to robić technicznie, choć gdy jadę intuicyjnie, wychodzi mi to płynniej. Ciało zespala się z maszyną, tworząc coś na kształt centaura – stanowimy jeden organizm, połykający przestrzeń ponad świadomością. Zatracam się w jeździe.

Mijam kolejną wioskę, wkrótce zacznie się las. Samochód z przeciwka mruga długimi, ostrzegając przed niebezpieczeństwem. Dziękuję unosząc dłoń nad kierownicę, zwalniam. Widzę mrugający na niebiesko czerwony samochód, strażak macha mi ręką, żebym jechał. Przetaczam się powolutku, kątem oka widzę rozbitą osobówkę. Przyśpieszam delikatnie. Las i moje ulubione zakręty. W połowie drogi coś błyszczy między drzewami. Zjeżdżam na leśny parking, zatrzymuję się obok drugiego motocykla. Czarny klasyk, bez żadnych oznaczeń. Nie poświęcam mu więcej uwagi, urzeczony innym widokiem. Na ławeczce siedzi dziewczyna. Jej długi, pszeniczny warkocz kontrastuje z czarnym kombinezonem. Promienie wrześniowego słońca tańczą na jej twarzy. Mój ideał kobiety. Podchodzę bliżej, zatrzymuję się niepewnie.

– Cześć – mówię

Otwiera oczy, tonę w ich błękicie. Uśmiecha się lekko.

– Czekałam na ciebie – ma niezwykły głos – Już czas…

Urzeczony jego barwą nie załapuję, dopiero po chwili dociera do mnie sens słów.

– Na mnie? – nic mądrzejszego nie przychodzi mi do głowy.

Potakuje skinieniem i powoli wstaje.

– Przed nami długa droga – sięga po kask, na którym widnieje stylizowana siódemka.

– Ale… – natłok myśli po prostu mnie oszałamia. Dzieci, obowiązki, rachunki, te wszystkie rzeczy które mam do załatwienia… nagle to wszystko blednie, robi się jakby zamglone. Pojawia się zrozumienie – Ten wypadek…?

– Tak. – podchodzi do motocykla, teraz dokładnie widzę, że ten malunek na kasku to nie jest siódemka. – Jedź za mną.

Wciąż jeszcze niedowierzając uruchamiam silnik. Wytaczam się powoli na drogę, czując, jak cały mój dotychczasowy świat zostaje z tyłu. Po chwili żal znika. Zatracam się w jeździe, mając przed oczami czarny motocykl oświetlony wrześniowym słońcem.

 

 

Pamięci Tych, którzy odeszli.

malowany koń

Rano zajechal soltysowic z informacja, ze jakis maly kon posuwa jego klacze na pastwisku. Dziwnym mi sie to wydalo, zeby ktorys ze zrebakow juz wykazywal sie inicjatywa, ale kto wie? Wzialem linke i poczlapalem ledwo zywy, a wlasciwie nieobudzony zeby zrebaka ucapic i przyholowac. Okazalo sie, ze to… Jazon. Co jak co, ale maly to on nie jest, a do posuwania pierwszy. No moze w skali posuwanych klaczy jest, hmmm, wysoki inaczej. Zlapalem gada, doholowalem do domu bez nadmiernych protestow i osadzilem we wiezniu. Posiedzi, az mi przejdzie. Albo az sie napis zetrze:

No bo wczoraj malowalismy pierdolnietego zajaca kredka do owiec zeby go od kroliczych cipek odroznic bez zagladania pod ogony. I tak mi sie nasunal dzis wiezienny tatuaz… A ze dzieciom pomysl sie spodobal, to i machnelismy druga strone dla rownowagi:

I teraz musze go trzymac we wiezniu, nie bede ryzykowal, ze sie urwie na panienki do wsi, bo utrwali moja opinie dziwaka… choc po tym szkocie biegajacym wzdluz drogi ze strzala w dupie to juz nic mi utrwalac nie trzeba… Za to kawy mi trzeba. Leje.

mlynarz

Srutownik sobie kupilem. Uzywke, z allegro. W poniedzialek go przywloklem. Wczoraj podpialem elektryke, bo wymagala zmiany wtyczki czteropinowej na pieciopinowa. No dobra, bolcowa, to nie komp. I dzis przeprowadzilem probe generalna:

7,5 kW bez wysilku robi z duzych ziaren male:

No i krowiszony zostaly przetestowane:

Znalezlismy nawet chwile na pomeczenie Myszy:

i mnie przy okazji…
A potem nastapil spektakularny finisz zniw. Jak zwykle z kilkugodzinna przerwa na naprawe Bizona:

Co jakis czas dojezdzal syn soltysa i wymienial z ojcem poglady na temat naprawy, z ktorych to zdan wylapywalem znane mi slowa jak: "pierdolic, chuj, kurwa, jebany" a reszta stanowila jakis belkot…
No dobra, zostalo zebrac slome… jak sie, kurde, ociepli. Za to mam od chu.. ziarna do zesrutowania:)

tanczacy z bykami

Zeby zadosc stalo sie posiadaniu w gospodarstwie wylacznie zwierzat na "K", po kurach nadszedl czas na kroliki:

Umownie zwane kicajacymi… Kury maja sie dobrze, produkcja jajek na poziomie 5szt/3dni z tendencja wzrostowa:

Mlodziez przygotowuje mozgi na powrot do szkoly:

Gwaltowna niedzielna burza przywiala gosci. Motocyklista wyjety z burzy wyglada jak zmokla kura. Nalezalo zadbac, zeby na czas suszenia przemoczonych nieprzemakalnych ubran wywolac usmiech na twarzach wymoczkow;)

W sumie to pierwszy raz uzylem kozy jako rozsmieszacza. Mnie za to nie bylo do smiechu, gdy chcac wykazac sie profesjonalizmem przez dobra godzine usilowalem zlapac jakiegos koniowatego…

Jak wreszcie sie udalo, niesforny zwierzak zostal obarczony podwojnym ciezarem:

I tak ta "suma" jest mniejsza od mojego ciezaru wlasciwego… zaglodzone jakies te miastowe, cienkie jak dupa weza… Co nie zmienia faktu, ze nalezy uatrakcyjnic im pobyt dzialaniami pozytecznymi, jak na przyklad ekstradycja "szkotnika" na pastwisko:

Sam proces holowania zostal okraszony niepospolita choreografia….

Taaaaak, nastepnie nalezy spojrzec na horyzont zdarzen:

i te inne bzdety o zachodzacym sloncu. Pozostawienie gosci samych sobie moze zaowocowac… ujezdzeniem Jazona:


 
Coz, nadszedl czas pozegnania…

Wyeskortowalem Natke i Grzeska na bartoszycki Orlen, konczac w ten sposob ich trzydniowy przerywnik w podrozy dookola kola… Jesli interesuja Was ich wczesniejsze i pozniejsze przygody, zapraszam tutaj: http://team-motolato.com/

A sam wreszcie doczekalem sie zniw. Mokrych:/ Ale o tym moze jutro….

This is Sparta!!!

Bedzie nieco chaotycznie, bo sporo sie dzialo i jeszcze sie nie skonczylo. Zacznijmy od kolejki do gri… tfu, rusztu:

Rudzik nie jest przewidziany jako konsument, raczej jako konsumpcja – niebawem.
Przy okazji uzupelniania zapasow jedynie slusznej wodki zaczalem miec wizje pra(wie) motyli:

Zupelnym zbiegiem okolicznosci trafilo mi sie godlo…

jakie panstwo, takie godlo, a zyc trzeba:

A skoro zycie to walka, this is Spartaaaaaaa:

Jak juz ogrodzenie bylo gotowe, trzeba przegnac trzode… bydlo znaczy. Wiekszosc poszla bez problemu, z wyjatkiem malego i sredniego szkota. Zbudowalem wiec na starym pastwisku lapaczke, gdzie juz po dwoch dniach i kilku rozwaleniach ogrodzenia i kilku kilometrach przebieganych z lassem po pastwisku swoim i sasiada udalo mi sie ucapic Rudego ( z niecnym wykorzystaniem letnikow):

Jesli zas chodzi o polowanie na RobRoya, to…
Przy okazji przyjechal handlarz i przekonal mnie do rozstania z Tymkiem:

Z zalem, glownie z powodu mizernej oferty, i potworna ulga z powodu rozstania pomachalem Turinowi na pozegnanie. Juz jest bez jaj…
Meczace jest zycie na wsi… niektorzy nie sa w stanie odejsc od stolu:

W przerwach w pogoni za bykiem hasajacym od kilku dni na drodze do Janikowa (przez ostatnie dwa nawet ze strzala w dupie) powiekszylem zwierzyniec o kolejnych lokatorow na "k":

Nazywaja sie: Jedynka, Dwojka, Trojka, Czworka i Piatka.

Po kilku dniach prob zlapania, zastrzelenia, uduszenia i obezwladnienia w inny sposob szkodnika – wreszcie sie udalo. Polozyl sie w oborze ze slowami: "tu bede lezal…"

Po czym zostal opatrzony, wyplukany, naszprycowany i czesciowo uwolniony. Aktualnie bestia pod obserwacja.

Dzieci obserwuja rozwoj wydarzen w koziarni (ex chlewni, ex kociarni), obecnie kurniku, docelowo kurrokrolikarni. Efekty byly juz pierwszego dnia:

Po zlapania byska jakos ruszyla sie sprawa helgowni/bobrowni:

A zaraz potem trzeba bylo zadbac o dobrostan nowych mieszkancow:

Kury wybieg maja w steku. Siedza w koziarni i miaucza…
Niezrazony tym postanowilem skorzystac z pogody i pokontemplowac na starej kanapie:

Z mojego punktu widzenia wygladalo to znacznie bardziej atrakcyjnie….

I to na razie tyle.

powrot kota

Dzien zaczal sie niewinnie – od burzy. Duzo deszczu nie bylo, ale efekty wizualno-akustyczne jak w „Locie nawigatora”. W sumieod 3ciej juz nie spalem, bo elektryka w domu dostala, spalilo 4 halogeny i swietlowke w kuchni. Jak sie rozwidnilo postanowilem wstawic pranie. Pralka umarla. Tzn. stanela na lozyskach. Oczywiscie w polowie prania. Mialo do wyboru neandertal lub hardcore. Wybralem to drugie. Najpierw akcja z wirowania:

oraz z pranioplukania wlasciwego:

Obdzwonilem potencjalnych najezdzcow. Paliowie zapowiedzieli sie na 15-16, J z dziecmi na 16-17. Trzeba to wszystko ogarnac na przyjazd gosci. W miedzyczasie wpadl soltys z niusem, ze o 16tej robimy zyto. Pieknie, po prostu pieknie. A jeszcze piekniej bylo jak kombajn zjawil sie 2 godziny wczesniej:

Nic to, bedzie dobrze. Zabralem sie z wymloconym zytem do domu, gdzie juz czekali Paliowie. Chwila relaksu, jak wszyscy to wszyscy, Natka tez:

Potem dojechala J z dziecmi, popoludniowo wieczorny grill, tfu, ruszt znaczy i takie tam… Wieczorem euforia: kotki wrocily!!! Na razie tylko/az cztery: Dżons, Xena, Xenabis i Marlon. Ktorys Asokowaty juz nie wroci – znalazlem go na wech i zakopalem go za stodola.

Rano przygotowalem mleko dla krowiszona, wrocilem po buty i zastalem po chwili taki oto widok:

Reszta zajely sie dzieciaki:

Ale zeby nie bylo za latwo, zagonilem je do pracy:

oproznianie przyczepy wlasnymi tylkami, czyli zjezdzalnia rozladunkowa:)

Jak komus zginie dziecko, to najlepiej zaczac szukac w piasko…. eeee… żytownicy:

 

Teraz sjesta, bo pogoda znowu daje nam po rzyci…

incepcja bezrobocia

Nie ma w tym kraju bezrobocia. Jest tylko niechec do pracy. I najlepiej zeby siedziec na dupie, nic nie robic i zeby jeszcze za to placili. Zamowiony mlotkowy nie przyszedl. Zero odzewu. Zadzwonilem do kolesia z ogloszenia, ze szuka jakiejkolwiek. Powiedzialem co i za ile. Krecenie nosem, bo daleko dojechac trzeba autobusem i wogole najlepiej dwoch zebym wzial. Tez nie przyjechal. Skonsultowalem sie z bezrobotnym znajomym z Wawki. Czy poszedlby na dorywcza za 50zl/8h+10zl/h nadgodziny + calodzienne wyzywienie. Poszedlby z pocalowaniem w… No ale on jest z Wawy, gdzie jest najmniejsze bezrobocie. A u nas jest 30%, wiec nie ma lekko, za byle piec dych nie ma sie co z domu ruszac. Z wbijaniem palikow to samo. Zaproponowalem 1zl/szt. Wydawalo mi sie, ze to cena ok. Nie ma chetnych. No to wbilem sobie 80 palikow. Wchodzily gladko, bo ostre i grunt miekki. Robota gdyby sie sprezyc na 2 godziny. Wychodzi 40zl/h. Z przerwa na piwo. Ale nie, nie ma sie co nadwyrezac… No to robie to ogrodzenie sam. Moze i dobrze, bo jak chcesz cos zrobic dobrze, zrob to sam. No to robie:

Rano przyszla Krawatka. Sama. Popetala sie troche, zjadla co dalem i znikla. Cos tak podejrzewam, ze kociaki sie wyniosly do domu po babci. Wybiore sie tam jak pogoda znormalnieje, bo pokrzywy po szyje a za goraco zeby sie ubrac jak bialy czlowiek. A rano i wieczorem byki obejscia pilnuja.

Wypuscilem Tymka z wiezienia. I oddalem mu rodzine. Jutrzenka mu nie chce dac, to przegonil z zemsty Jadrana. Wplaw, przez staw. Troche trzciny z korzeniami wyrwali. A zaraz potem Jadran rozwinal skrzydla i przeskoczyl podczas ucieczki ogrodzenie. Metalowa siatka, 1,60m. Wszola to on nie jest, bo zgial metalowy katownik robiacy za slupek. Aj tam, niech mu bedzie. A Jazon dostaje bialej goraczki biegajac wzdluz ogrodzenia, zeby sie do Tymka dorwac. A co mi tam, zrobie sobie w weekend walki ogierow….

Obejrzalem Incepcje. Taki mariaz Matrixa z Debskim. Poczatkowo nudaaaaa, ale potem sie oderwac nie moglem. Wreszcie film gdzie nie drazni mnie pedalkowatosc DiCaprio. Wydoroslal moze?

Jedno jest pewne. Swiat w ktorym zyje nie moze byc rzeczywisty. Trzeba sie obudzic. Albo zejsc poziom w dol.

impregnacja

Pojechalem wczoraj do lasu naciac palikow. Przy szesnastym zadzwonil Bogdan z pytaniem czy chce paliki. Po ustaleniu ceny i terminu zabralem sie momentalnie z tego lasu. Wieczorem pojechalem, zaladowalem setke do ladzianki – alez siadla:) – i przywloklem towar do domu. W miedzyczasie umowilem na dzis mlotkowego i zakupilem via net drut 2,0. No bo taki drut kosztuje u Czesia 6,50zl/kg, a u producenta oglaszajacego sie na Allegro 3,70zl/kg. Wliczajac w to nawet cene kuriera daje to ponad 60zl oszczednosci. Poniewaz mlotkowy umowiony zostal na 8-9, wstalem dzis o 6tej i zabralem sie za impregnacje:

Od lewej: rura kominowa 120mm zaslepiona olchowym kolkiem i uszczelniona workiem po psim zarciu, zabezpieczona przed wyciekiem poprzez wstawienie do wiaderka, wypelniona profesjonalnym, ekologicznym impregnatem do drewna; koziolek do ciecia drewna sluzacy za statyw; obciekarnia do palikow (miska z zytem); w glebi – paliki czekajace na impregnacje; paliki zaimpregnowane.

Zrobilem co moglem, zaladowalem na furmanke i jade wbijac, bo mlotkowy nie dotarl.

pogrom

Ktoras z wieczornych burz powalila wierzbe na pastwisku:

Akurat na ogrodzenie, ktore na szczescie zaraz ma byc remontowane. Tak czy inaczej wyszla mi z tego furmanka opalu:

Jeszcze troche galezi by sie uzbieralo, ale zwyczajnie mi sie nie chce. Niech i Natura ma cos z tego pogromu.
W nocy jakies kocie ruchy odbywaly sie na podworku, a rano walka dwoch obcych kocurow. Choc kolorystycznie mogli to byc zaginieni niegdys w akcji Rambo i Terminator. Niestety mialo to wplyw na obecnosc stalych kotow. Mlodziez zniknela prawie zupelnie – to prawie to wystraszona Xena, ktora byla schowana pod starymi oponami. Z doroslych ubyla Krawatka. Albo odbyla sie rzeznia, choc nie znalazlem jeszcze sladow pogromu, albo Krawatka wyprowadzila ekipe poza teren – badz celem ocalenia, badz w celach szkoleniowych. Smutno i pusto sie zrobilo na podworku. Zostalo pamiatkowe zdjecie Dzonsa moszczacego sobie legowisko:

No nic, zobaczymy.