<!– /* Style Definitions */ p.MsoNormal, li.MsoNormal, div.MsoNormal {mso-style-parent:""; margin:0cm; margin-bottom:.0001pt; mso-pagination:widow-orphan; font-size:12.0pt; font-family:"Times New Roman"; mso-fareast-font-family:"Times New Roman";} @page Section1 {size:595.3pt 841.9pt; margin:70.85pt 70.85pt 70.85pt 70.85pt; mso-header-margin:35.4pt; mso-footer-margin:35.4pt; mso-paper-source:0;} div.Section1 {page:Section1;} –>
Zapowiada się piękny dzień. Przeciągam się z lubością i kończę noc. Snów nie pamiętam, ale były dobre. Trzeba wstawać, już widno. Poranna kawa, kanapka z miodem. Szybkie oporządzenie zwierzaków i do wieczora mam wolne. Powoli przebieram się, smakuję tę chwilę. Wysłużone skórzane spodnie, prawie nowe buty. Chustka na szyję, może nie będzie za zimno. Portfel z dokumentami w wewnętrzną kieszeń kurtki, jeśli po drodze złapie mnie deszcz. Przecieram wyczyszczoną po ostatniej jeździe szybkę, kluczyki w zęby i do garażu. Czuć jesień, wilgotną, kolorową i chłodną. Przed garażem błoto. Powoli wycofuję Helgę, zapalam na ssaniu. Czekając aż się nagrzeje, zakładam kask, rękawice. Też już mają swoje lata, ale lubię je. Zduszam ssanie i powoli, powoli ruszam, żeby nie ujechać na błocie. Staję na chwilę na podnóżkach, żeby dopasować pozycję. Zatrzymuję się przed asfaltem. W prawo czy w lewo? Niech będzie w prawo. Pierwsze kilometry po dziurawym i łatanym przez lata asfalcie – powoli, niech się zagrzeje serce Helgi. Jedno skrzyżowanie, drugie, już jest lepsza nawierzchnia. Można szybciej. Dochodzę do 90ki, więcej nie, bo las. Mijam coś, co kiedyś było kuną, a może łasicą, zwalniam. Nigdzie się nie śpieszę. Unoszę się trochę przejeżdżając przez tory, zostaję chwilę w tej pozycji uśmiechając się do wiatru wpadającego do kasku. Mijam białą tablicę, drażnię kierowcę fiata jadąc pięćdziesiątką. Wyprzedza, by po chwili skręcić w osiedlową uliczkę. Wzruszam ramionami. Rondo, zamiast skręcić od razu w prawo najpierw objeżdżam je dookoła. Ale bez iskier. Wyjeżdżam za miasto, przyśpieszam do sensownych czterech tysięcy, żeby nie dusić silnika. Sześciocyfrowemu przebiegowi należy się szacunek. Składam się z zakrętu w zakręt, staram się to robić technicznie, choć gdy jadę intuicyjnie, wychodzi mi to płynniej. Ciało zespala się z maszyną, tworząc coś na kształt centaura – stanowimy jeden organizm, połykający przestrzeń ponad świadomością. Zatracam się w jeździe.
Mijam kolejną wioskę, wkrótce zacznie się las. Samochód z przeciwka mruga długimi, ostrzegając przed niebezpieczeństwem. Dziękuję unosząc dłoń nad kierownicę, zwalniam. Widzę mrugający na niebiesko czerwony samochód, strażak macha mi ręką, żebym jechał. Przetaczam się powolutku, kątem oka widzę rozbitą osobówkę. Przyśpieszam delikatnie. Las i moje ulubione zakręty. W połowie drogi coś błyszczy między drzewami. Zjeżdżam na leśny parking, zatrzymuję się obok drugiego motocykla. Czarny klasyk, bez żadnych oznaczeń. Nie poświęcam mu więcej uwagi, urzeczony innym widokiem. Na ławeczce siedzi dziewczyna. Jej długi, pszeniczny warkocz kontrastuje z czarnym kombinezonem. Promienie wrześniowego słońca tańczą na jej twarzy. Mój ideał kobiety. Podchodzę bliżej, zatrzymuję się niepewnie.
– Cześć – mówię
Otwiera oczy, tonę w ich błękicie. Uśmiecha się lekko.
– Czekałam na ciebie – ma niezwykły głos – Już czas…
Urzeczony jego barwą nie załapuję, dopiero po chwili dociera do mnie sens słów.
– Na mnie? – nic mądrzejszego nie przychodzi mi do głowy.
Potakuje skinieniem i powoli wstaje.
– Przed nami długa droga – sięga po kask, na którym widnieje stylizowana siódemka.
– Ale… – natłok myśli po prostu mnie oszałamia. Dzieci, obowiązki, rachunki, te wszystkie rzeczy które mam do załatwienia… nagle to wszystko blednie, robi się jakby zamglone. Pojawia się zrozumienie – Ten wypadek…?
– Tak. – podchodzi do motocykla, teraz dokładnie widzę, że ten malunek na kasku to nie jest siódemka. – Jedź za mną.
Wciąż jeszcze niedowierzając uruchamiam silnik. Wytaczam się powoli na drogę, czując, jak cały mój dotychczasowy świat zostaje z tyłu. Po chwili żal znika. Zatracam się w jeździe, mając przed oczami czarny motocykl oświetlony wrześniowym słońcem.
Pamięci Tych, którzy odeszli.